Miałem szczerą nadzieję, że będzie to dobry obraz o rosyjskiej mafii, natrafiłem jednak na kolejny film, który można utopić w łyżce wody. Zawiodłem się głównie na kreacji głównego bohatera... znowu mamy do czynienia z postacią którą maluje się jako człowieka mafii, by zaraz potem wylać na niego wiadro wybielacza i zrobić z niego agenta FSB... Dziękuję, ale to już widziałem w kinie klasy B multum razy, a i tym aspirującym do pierwszego rzędu też się zdarzało. Do ikon gatunku jak Ojciec Chrzestny czy Scarface, Wschodnim obietnicom daleko, głównie ze względu na płytki w gruncie rzeczy scenariusz. Film składa się ledwo z kilku liniowych zagrywek, podczas których o samej mafii dowiadujemy się tyle, że można to streścić do kilku słów - "mafia jest zła i niedobra, bo jest zła i niedobra". Może i wynika to tylko z mojego przekonania, że dostanę film traktujący stricte o ruskim półświatku, ale tak czy inaczej moje odczucia są mocno mieszane.
PS. Na plus należy zaliczyć dobrą grę aktorską Vigo Mortensena.
a bo Cronenberg zeby uratowac ta slaba produkcje chcial zastosowac element smiesznego zakonczenia, gdy nagle dowiadujesz sie, ze ten, ktory w rzeczywistosci wydawal sie oh zly, jest TYLKO przebranym agencina. k*rwa, znowu przebrany agencina, tylko teraz chopaki zaszyli sie w londynie, znowu melimy to samo mieso, znowu k*rwa odgrzej se kotleta, znowu plastikowy donnie brasco z zaczesem do tylu. Cronenberg od dawna nie ma pomyslu na dobry flm.
(3/10)