pierwszy raz widziałam taki film. Jak dla mnie to jeden z niewielu, w których odczuwa się tak
"podwójnie". Jednocześnie główny bohater powoduje rozbawienie, ale też współczucie- taki
śmiech przez łzy. Postać Cheyenne'a jakkolwiek niecodzienna, ktoś by mógł powiedzieć (ja
nie) "śmieszna i żenująca", ale na swój sposób niebywale oryginalna, naprawdę chwyta za
serce. Penn postarał się jak diabli, prawie w niego uwierzyłam (niech mu dadzą jakąś
nagrodę za ten film :))...
Nastrój po wyjściu z kina? Z uśmiechem.. A cover "Lay and love" tak mi świetnie pasował do
klimatu filmu, że aż miło. Jeśli ktoś spytałby mnie o zdanie, to śmiało mówię- polecam.