Oprawa audiowizualna głęboko i przyjemnie odciska się na wyobraźni. Kreacja głównego bohatera na pierwszy rzut oka zaskakująca, ale jakby gdzieś już widziana. Powierzchowność jest bez znaczenia, poza jej wymiarem symbolicznym.
Wyruszamy w świat z bohaterem, który ciągnie za sobą walizkę na kółkach. Możemy do niej wrzucić wyrzuty sumienia po dwóch martwych dzieciakach, przerwane 30 lat tem relacje z ojcem, może dodatkowo o parę imprez za dużo.
Kilka - wystarczająco - trafiających w istotę zdań. Czas, który potrafi nam się z nimi oswoić. Dostrzegamy kontrast dojrzałości z młodością. Coś tu nie gra, nie wiem co, ale coś.
Na końcu "podróży" Cheyenn i ja słyszymy odpowiedzieć na niezadane wcześniej pytanie - wszystkim nam skradziono młodość.
Godzimy się z utratą. Z tym, że młodość nie wróci. Walizkę odkładamy w to samo miejsce gdzie puder ze szminką. Przyjemne katharsis.