Młody chłopak przybywa z Ameryki na Ukrainę, by odnaleźć wioskę, z której w czasie II Wojny Światowej uciekł jego dziadek. Jego jedyną wskazówką jest zdjęcie dziadka z tajemniczą młodą dziewczyną oraz nazwa wioski, o której nikt jednak nie słyszał. Typowe poszukiwania przekształcają się w niezwykłą podróż ku prawdzie i wyzwoleniu, z powodu tajemnicy jaką skrywa jeden z przewodników bohatera po Ukraińskiej prowincji.

“Wszystko jest iluminacją” należy do niezwykle rzadkiego (a przez to bardzo cennego) gatunku filmów, które przeżywa się jako coś niezwykłego, lecz o czym trudno jest coś więcej powiedzieć. Film wywołuje całą masę emocji, trudno pozostać obojętnym, kiedy z takim wyczuciem i delikatnością opowiada się tutaj o tragediach i najgorszych okropieństwach jakie jedna osoba może uczynić drugiej. Drugą wielką zaletą jest dodanie do tego poważnego, by nie rzec ciężkiego tematu, sporej dawki absurdalnego humoru (scena z kartoflem!!!!). Ta mieszanka tworzy piorunujący efekt, którego dawno już w amerykańskim kinie nie widziałem.
Cóż zatem mogę powiedzieć? Chyba tylko tyle, że jestem tym filmem zachwycony. Wszystkie techniczne niedociągnięcia i niespójności blakną i pozostaje tylko historia i jej niezwykli bohaterowie.