Okoliczności w jakich powstał ten film zarysował już użytkownik T-Durden, na tym forum. Mi pozostaje zgodzić się z nim, że to nie do końca udany eksperyment. Świadczy o tym choćby fakt, iż mimo rzekomego nawiązania do 70 klasycznych westernów, w tej zbitce nie jestem w stanie wymienić ani jednego tytułu, do którego mogłoby pić "The Salvation". Widzę tu pewne schematy, ale czy to aby na pewno jest składanie hołdu gatunkowi? Nie do końca...
Oczywiście miło, że to dzieło ujrzało w ogóle światło dzienne. Jest bowiem dynamicznym, krwawym kinem akcji, rozegranym na dzikim zachodzie, a takiego nigdy za mało.
Mads Mikkelsen radzi sobie nie najgorzej powtarzając rolę z "Michaela Kohlhaasa" (choć w nieco innym kostiumie), a Eva Green okazje się niezłą ozdobą tego widowiska. Tylko Jeffrey Dean Morgan jest koszmarnie karykaturalny w swojej roli. Reszta nie irytuje, ale też nie błyszczy.
Całość nieźle gra na nerwach(zwłaszcza scena podróży dyliżansem). Oczywiście reżyser posługuje się raczej prostymi szantażami emocjonalnymi by nas zainteresować, ale nie mam mu tego za złe. W kinie klasy-b właśnie takie chwyty pasują idealnie.
Dużo rzeczy może tu wkurzać (choćby wytykane przez wszystkich efekty komputerowe), ale ogółem to udane kino rozrywkowe. W sama raz na nudniejszy wieczór, gdy chcemy zupełnie wyłączyć rozum.