Tj. fajny. Nie przesadzał bym, zwłaszcza że humor nie jest jakiś wygórowany, ale...
"You know the difference between your Mom and washin' machine? When I dump a load in the washin'
machine it doesn't follow me around for three weeks."
Mnie też się zasadniczo podobało poza tymi niepotrzebnymi, wulgarnymi wstawkami z dymaniem, masturbacją nogami, czy niesmaczną, żenującą "spowiedzią" przy stole w wykonaniu tatusia, mamusi i dzieci. Byłby to fajnisty film dla trzypokoleniowej rodzinki przy niedzielnym obiedzie, a tak to jest ch..., d... i kamieni kupa - że zacytuję klasyka. Byłoby może 7/10, ale po tych elementach daję najwyżej 3/10.
No cóż, wiadomo, że Hollywood pragnie z całych sił mieć wspływ na kształtowanie, a właściwie dekonstrukcję nie tylko kultury, ale i samej mentalności Amerykanów i całego świata oglądającego jego filmy, więc sobie nie żałuje. Teraz sprawy związane z najbardziej nawet intymnymi sprawami człowieka mają przestać być sprawami tabu i odtąd każdy kto o nich nie mówi z taką lekkością jak o szczotkowaniu zębów, jest ciemniak. Zdaję sobie sprawę, że zaraz rzucą się na mnie osoby z urobionymi już w ten deseń móżdżkami, więc lojalnie zapowiadam, iż to jedyny mój wpis na tej stronie, żadnych pyskówek z gówniarzerią nie przewiduję.