Zaczyna się od sportu wyczynowego syna, drugi nauka gry na pianinie. Jeden popełnia samobójstwo, cała rodzinka wyluzowana jakby to było kiedyś hipisi. Palą, chleją, ćpają wszyscy. Każdy w depresji po tym co się stało, a potem tęczowa armia... Syn śpi z kolegą po prochach, matka mali maryśkę, ojciec antydepresanty wali, syn co popadnie. Wszyscy mądrzy jakby z 80 lat mieli i wojnę przeżyli a czyny świadczą o czymś zupełnie innym. Żrą te prochy jak my schabowe w niedzielę, aczkolwiek... To można nazwać kinem, to typowo amerykański film bez fajerwerków, dla lewicowców i o nich.