Nie czytam amerykańskich komiksów, więc nigdy nie wiem, czy adaptacja jest wierna, czy swobodna. Nie wiem i szczerze mówiąc: mało mnie to obchodzi. Film to inne medium, adaptacja komiksu jest dobra wtedy, kiedy się sprawdza, jako film właśnie, a nie jako przeniesienie komiksu na ekran. Kiedy dobrze się ją ogląda w oderwaniu od pierwowzoru. No, przynajmniej takie jest moje zdanie.
"Wolverine" to nie jest oczywiście żadna rewelacja. Szwankuje aktorstwo (Jackman za bardzo zaczął wczuwać się w tą rolę: chwile, w których rzekomo wpada we wściekłość i zaczyna się wydzierać są w niezamierzony sposób żenujące; reszta obsady - z wyjątkiem wybijającego się na tle Schreibera - równie nijaka), scena przed czołówką trochę, jak z parodii kina familijnego, nie lepsza jest też rozróba w Afryce (z kolei wyglądająca, jak parodia "Matrixa").
Ale od przeskoku "6 lat później" zaczyna się robić coraz lepiej. Historia powoli zaczyna mieć ręce i nogi, tempo nieco zwalnia (całe szczęście), sceny akcji są robione z większym rozmysłem, a późniejsze pojawienie się Gambita i Deadpoola robi wizualne wrażenie (całkiem niezłe pojedynki - muszę to przyznać). Plusem jest też naprawdę świetnie zrealizowana czołówka (te wojny!) - widać, że Hood jest sprawnym reżyserem i nad materią filmu potrafi zapanować (choć artysta z niego żaden, co od dawna wiadomo).
Generalnie: dobry kawałek rozrywki - i całkiem niezły dodatek do filmowej serii "X-Menów". Ode mnie 7/10. I czekam na sequel.