Uwaga, spojlery w temacie, więc nie czytać przed seansem.
Jednym z moich odczuć po obejrzeniu filmu było to, że identyczny on był jak "Spirit" w reżyserii Franka Millera. Co najwyżej zabrakło humoru, no i od strony technicznej gorszy był Wolverine, ale tak samo, bohaterzy się nawalają ile wlezie, dziurawią kulami, przecinają ostrzami i zasuwają dalej, po prostu nie ma nic co by ich zabiło (identycznie jak Octopus i Spirit). Nie wiem skąd taka zdolność u Sabretootha, który mimo wszystko z adamantium szkieletu nie ma.
O Deadpoolu nie wspomnę, bo przedstawienie tej postaci, to żenada. No i zwłaszcza jej śmierć. Żałuję tylko że nie pokazali ujęcia jak Deadpool biegnie z głową pod pachą, do swojego domku w górach i co chwila }pizd{ w drzewo albo }jebs{ o kamień i tylko takie "kurwa", "kurwa", "kurwa" słychać (albo niech scenarzyści napiszą jakiś zabawny tekst, bo na dobre żarty ta postać zasługuje). No i finalnie jakaś miła Babcia Deadpool przyszywa głowę biednemu Deadpoolowi swoją wełnianą włóczką w kolorze czerwonym.
(ta śmierć Deadpoola to odniesienie do śmierci Octopusa - motyw z palcem).
A i zapomniałbym, w Spiricie były fajne laseczki. Tutaj prawie sami mężczyźni, ta narzeczona Logana też słabiutka. No więc przynajmniej czymś te filmy się różnią.
No i jeszcze jeśli chodzi o czołówki, to ta ze "Strażników" była lepsza, jednak niewątpliwie w hoolywood potrafią tworzyć krótkie i mocne wejścia.