jedno z moich ulubionych dziełek cormana, od zawsze, pomięszanie jak u dostojewskiego normalnie: człowiek zastępujący boga sobą i straszliwe tego konsekwencje..
jako ciekawostkę może jeszcze dopowiem, iż jego zakończenie - podług mojej osobistej biblii kieszonkowej lat dziewięćdziesiątych - miało być zupełnie inne. w oryginale - spoiler allert! - milland, nie mogąc już znieść koszmaru widzenia, wydłubuje sobie oczy - brrr, film się kończy..