Film był niezły, ale ospały. Gdzieś w połowie seansu chciało się wręcz położyć głowę na poduszce i usnąć. Szkoda, bo temat na film bardzo ciekawy. Scenariusz był pewnie dobry, ale Pollack zupełnie nie poradził sobie z zadaniem, nie zdołał tchnąć życia w ten film. Dłużyzny przeważyły w tym filmie.
Jeśli chodzi o casting, nie pasował mi zupełnie Robert Mitchum. To był już stary dziad z podwójnym podbródkem, ruszał się jak wóz z węglem, sprawiał wrażenie jakby występował w filmie na siłę wbrew własnej woli. Reszta obsady OK, najlepiej wypadła postać Kena.
To, do czego mogę się przyczepić w fabule to zachowanie przyjaciela Roberta Mitchuma. Najpierw prosi o pomoc w uratowaniu córki, a potem całkiem spokojnie godzi się z Yakuzą i wspólnie decydują o kasacji Mitchuma. To po prostu było słabe. Równie mocno zdziwił mnie fakt zabicia chłopaka z tatuażem pająka przez Kena. Przecież Ken dał słowo, że go nie skrzywdzi, a potem jak gdyby nigdy nic zabił go. Na koniec siada do stołu z ojcem zabitego, dalej się kumplują. Serio..?
Film mógłby być arcydziełem, gdyby rzeczywiście nakręcił go Scorsese. A tak, to jest zwykły film na wieczór by szybko usnąć. Szybko do niego nie wrócę.