Nie bardzo rozumiem, skąd wzięło się tyle nieprzychylnych wypowiedzi. Mamy przecież znakomicie napisany i doskonale zbalansowany scenariusz, który jednocześnie jest opowieścią o (niemal) równoległym świecie, historią miłosną, moralitetem, prezentacją geniuszu The Beatles i bezpretensjonalną rozrywką. W zasadzie film nie ma słabych punktów, bo wszystko jest w nim perfekcyjne, czemu trudno się dziwić, skoro reżyserem był Danny Boyle, a scenariusz wyszedł spod pióra Richarda Curtisa.
Wydaje mi się, że kluczowe jest zdanie, które pada w czasie rozmowy trójki, która "pamięta" - świat bez Beatlesów byłby gorszy. Jako miłośnik ich twórczości jestem przekonany, że to szczera i czysta prawda. Świat bez wzruszeń, bez głębokich emocjonalnych przeżyć zawsze jest gorszy, bo wtedy pozostają jedynie pierwotne, a przez to prymitywne, instynkty.
Nie należy w tym filmie doszukiwać się jakiejś szczególnej głębi, bo myślę, że nie to jest jego celem. Wystarczy cieszyć się w życiu prostymi zdarzeniami, co bardzo przekonująco ukazuje epizod z Johnem Lennonem. To naprawdę dobra rada.