muzyka jako akustyczny odpowiednik snu cokolwiek makowego, takiego na zasadzie: zjednoczenie nie nastąpi, więc pozwólcie nam choćby marzyć o nim otuliwszy się dźwiękiem..
no i fajnie, niemniej można zapytać na co to komu w ogóle i ile w tym wartości? otóż, poza jakimśtam sentymentalnym cofnięciem się do krainy łagodności, kiedy to wszyscyśmy byli jeszcze piękni, biedni i młodzi, niewiele. ja przynajmniej żadnych większych korzyści społecznych w idei zawracania społeczeństwa do czasów dzieciństwa, kiedy to się w krótkich majtkach biega, zakochiwuje się i odkochiwuje, wszystko normalnie, on the natch, bardzo blisko siebie, w podstawówie, w korytarzu, na jednej przerwie, nie widzę. ale można dalej marzyć, wszak to co najlepsze - jak powiadał niejaki bilbo baggins - wciąż jeszcze leży przed nami!