Brudna sceneria gdzieś na końcu świata (Singapur), ogólnie takie ciężkie, życiowe kino że ludziom się w życiu nie układa. Poza tym aktorka grająca jedną z głównych ról miała już na koncie podobny występ w "Chinka" (2009) który bardziej mi się podobał. Właściwie od biedy "Yellow Bird" można by potraktować jako kontynuację "She, a Chinese" z perspektywy innego bohatera.
Wygląda na to że film oddaje realia życia w Singapurze, choć pojęcie o nim mamy raczej blade... Takie azjatyckie multi-kulti, póki co bez terrorystów. "Chinkę" postaram się obejrzeć, zawsze to jakaś odmiana w zalewie amerykańskich produkcji.
Obejrzałem "Chinkę", miałeś rację, podobny klimat. Na upartego można by dorobić teorię że Chinka z Singapuru jest dziewczyną która wróciła z Londynu w rodzinne strony będąc w ciąży i aby zarobić na dziecko próbuje się zahaczyć w kolejnym obcym mieście. I oczywiście po raz kolejny trafia w bagno...
cieszę się że wysnułeś podobne wnioski, mam nadzieję że zbytnio nie rozczarował, u mnie "Chinka" była na 6