Już sam trailer, gdzie odwoływano się do Władcy Pierścieni był dość ryzykowny, podwyższał bowiem oczekiwania, co gubi ten film. Właściwie aż do dnia premiery łudziłem się, że będzie to jednak dobry film. No niestety filmy familijne nie należą do mojej ulubionej kategorii, gdyż z reguły (albo zawsze) zaniżają poziom filmu do najmłodszych widzów, a ci zbyt wymagający nie są, zgodnie z zasadą jak coś jest dla wszystkich, to jest dla nikogo. Tak niestety było z tym filmem. Za dubbing można mu odjąć cały punkt od oceny. W przeciwieństwie jednak do "Opowieści z Narnii" czy "Eragona" nie razi tutaj słaba (lub brak) gra aktorska, bo zatrudniono aktorów z pierwszej półki, pomijając może główną bohaterkę, ale ona jakoś sobie radziła ( przynajmniej w moim uznaniu ,dubbing jednak masakruje niczym chiński kucharz całą grę tonacją głosu). Gra aktorska częściowo ratuje, film sprawiając, że można go obejrzeć bez obrzydzenia, ale gdyby pójść drugi raz, to wyszłoby więcej niedociągnięć, które osłabia pozytywne wrażenie. Niestety całe kino familijne opierające się na popularnych ostatnimi czasy książkach ( "Opowieści z Narnii" czy "Eragon"), nawet jeśli są dobrze napisane, to filmy na ich podstawie nie tylko nie prezentują odpowiadającego książkom poziomu (może gdyby były od lat 12 można byłoby dodać elementy, które uczyniłyby go ciekawszym), ale wręcz zdają się infantylizować ich treść. Jeśli do tego dodamy, że reżyserem "Eragona" był spec od efektów specjalnych (był to jego pierwszy film), a nie profesjonalny reżyser, to zastanawiam się kto popełnił taką pomyłkę, wszak ?Eragon? kosztował 100 mln$ i nie znaleźli funduszy na profesjonalnego reżysera? Jednak nawet zawodowy reżyser, mający na koncie wiele filmów, nie zawsze daje sobie radę. Toż samo się tyczy muzyki. 
Muzyka w tego typu produkcjach stara się naśladować pompatyczny styl "Władcy pierścieni" brak jej jednak klimatu ( a muzyki z Władcy słucha się świetnie nawet bez filmu, a wręcz zyskuje ona wtedy nową jakość, gdyż można się wniej odnaleźć elementy, które umykają podczas seansu), czego najlepszym dowodem jest "Złoty Kompas", gdyż w "Kronikach" i nawet w "Eragonie" muzyka potrafiła z rzadka ale jednak porwać. Tutaj snuje się ona, ale jakoś puszcza się ją mimo uszu (po seansie nie potrafiłem sobie przypomnieć żadnego charakterystycznego motywu muzycznego). 
Martwi mnie droga, którą obrali twórcy filmów fantasy, gdyż chyba tylko "Władca" zostanie zapamiętany na dłużej (pomijam tutaj swoistą awangardę, jaką tworzą filmy robione techniką wyłącznie komputerową jak ?Final Fantasy? czy ?Beowulf?), podczas gdy inni przedstawiciele gatunku są tylko sezonowymi gwiazdkami, a za rok mało kto będzie o nich pamiętał- by nie powiedzieć, że będzie chciał o nich zapomnieć. Holywoodzka maszyna, przejada gatunek fantasy, tworząc dzieła przeważnie średnie z tendencją do słabych, choć tutaj niekiedy dobrze wypadają ekranizację komiksów (np. "Immortel" Bilala, czy "Sin City", już osiągnąwszy status kultowego ?300?, albo słabsze ale wciąż do oglądnięcia więcej niż raz "Hellboy" czy "Constantine"), ale to temat na osobną dyskusję, choć przyjęło się już, że komiks jest też adresowany do starszego, niekiedy tylko do dorosłego widza, możliwość popisania się reżysera są więc znacznie większe. Z fantastyką jest ten problem, że wielu się wciąż wydaje, że głównym odbiorcą są dzieci, a to skutkuje nie tylko spłyceniem fabuły, ale też ograniczeniem wątków, gdyż młody widz, nie wysiedzi w kinie trzy, albo i więcej godzin, by wszystkie ważne sceny zostały pokazane. Ofiarą tego padły nie tylko późniejsze Pottery (od IV poczynając), ale często wspominany "Eragon"- Czterysta stron zamknięto w około 100 minutach co boleśnie odczuwa starszy widz. 
Jeszcze jedną kwestią są sami aktorzy. Choć zarówno w "Eragonie" jak i "Złotym kompasie" występowali aktorzy uznani ( a przynajmniej znani), to niekiedy pojawiają się tylko kilku scenach, czego przykładem jest Malkovich w Eragonie (dwa ujęcia), Daniel Craig, trochę lepiej, ale chyba więcej niż 15 minut go na ekranie nie było widać. Nie wspominając Christopher'a Lee (jedna scena w Kompasie, ale w "Sleepy Hollow" też był tylko w jednej scenie, a już się pojawił na liście aktorów). Sytuacje z Lee poprawia trochę fakt, że Durza dobrze go sparodiował podczas mowy do Urgali, ale ci już nie parodiowali tak dobrze Uruk-hai. W ?Kronikach Narnii? była ?tylko? Tilda Swinston i tyle z zawodowców. 
 
Dokąd nas to zaprowadzi? Nie wiem, ale jeśli będzie to trwało dalej, jeszcze więcej materiału może zostać zmarnowanego w szale robienie wysokobudżetowych filmów, w których większość elementów, poza efektami specjalnymi większość leży- niestety ze scenariuszem na wierzchu.