Dobry film, zważywszy, ze jeszcze w trakcie kręcenia określany był jako "remake" obrazu Ferrary. Na szczęście Herzog ma większe ambicje niż odgrzewanie kotletów i przerabianie cudzych pomysłów. Z oryginału wziął w zasadzie tylko tytuł, cała reszta w nikłym zaledwie stopniu nawiązuje do dzieła twórcy "Driller Killer". Niemiecki reżyser osadził swoją fabułę w spustoszonym przez Katrinę Nowym Orleanie, a do roli tytułowej wybrał Nicolasa Cage'a, który daje tu swój najlepszy występ od paru ładnych lat (od "Zostawić Las Vegas"?). W tle więcej nazwisk: Kilmer, Balk, Dourif. I nawet Eva Mendes tym razem nie była tak odpychająca jak zwykle. Minusem jest fakt, że bohater u Herzoga to, w porównaniu do wyśmienitego Harvey Keitela, niemal świętoszek. Owszem, ćpa i balansuje na granicy prawa, ale tak naprawdę jest mu w pełni oddany. Dodatkowo, poczciwa twarz Cage'a sprawia, że nawet gdybyśmy chcieli, to tego porucznika nie lubić nie jesteśmy w stanie. Dobry przykład na to, że "klasyka" może inspirować i pobudzać do twórczego myślenia: jeśli na takiej zasadzie kręcono by remaki, to może określenie to nie byłoby tak pejoratywne.
W zasadzie się zgadzam, z tym że rola Cage'a już męczy z czasem, ten ból już przestaje być przekonujący. Podobnie, film ma za dużo wątków, ciągnie się w nieskończoność, a zakończenie wskazuje na typową, mainstreamową produkcję made in USA. Ferrara podążał zupełnie innymi drogami, stąd takie brudne, chore arcydzieło.
To fakt: zakończenie nieco rozczarowuje. Chyba, że wziąć je "z przymrużeniem", bo tak też powinno być chyba traktowane. Zgodzę się jednak w stu procentach, że mroku i brudu obecnych u Ferrary tu nie uświadczymy, tyle, że znowuż - w zamierzeniu Herzoga nie miał to być remake, więc i porównywanie pod tym względem jest pewnym błędem. Przynajmniej ja tak to widzę.
Dlatego też nie oceniam go jako remake, tylko zauważyłem że dzieło Herzoga jest już najzwyklejszą mainstreamową produkcją USA, z oczywiście pozytywnym bohaterem i aż mdlącym zakończeniem.
No, z tym mainstreamem to bym aż tak nie przesadzał, choć na pewno nie jest to produkcja w takim stopniu bezkompromisowa i wyzywająca jak film Ferrary.