Clint zaraz obchodzi 95 urodziny. Uczciłem je oglądając film, który aż wstyd się przyznać, jeszcze nie widziałem. Za garść dolarów. Wrażenia, kawał porządnego kina, Eastwoood, choć nie jest wybitnym aktorem, pasował idealnie. Jego minimalizm, cedzone przez zaciśnięte na cygarze zęby słowa. Czytałem, że Tarantino jest zachwycony tym filmem, nie dziwię się. Dla fana kina to lektura obowiązkowa. Oczywiście obraz byłby niepełny bez rewelacyjnej ścieżki dźwiękowej, która sama staje się jednym z bohaterów. Całość to mocne 7/10, bo jednak sceny walki mocno trącą myszką, a padający od kul przeciwnicy wyglądają jak z parodii. Głupio życzyć 100 lat Clintowi, więc niech będzie 150 :) .A ja się zabieram za resztę trylogii dolarowej Sergia.