Film nie straszy,wszystko wlecze się jak jelito cienkie,finał bez emocji-jakieś dźganie niewidzialnego demona kawałkami potłuczonego lustra,standardowo wszystko okraszone wymuszonymi krzykami.Do tego masa głupot, aktor grający Charlesa powinien być starszy, biorąc pod uwagę że akcja dzieje się po 40 latach od wydarzeń jakie oglądaliśmy w początkowej scenie.Lustra pozaklejane albo zniesione do piwnicy-skoro są zagrożeniem to nie lepiej w ogóle nie trzymać ich w domu?.Pod koniec policja przyjeżdża na miejsce (swoją drogą kto ją wezwał?) po kilku minutach policjant podchodzi do starszej siostry i mówi, że śmierć ciotki uznano za samobójstwo lol,kto uznał? na jakiej podstawie? ot tak bez żadnego dochodzenia?Oczywiście musiała też być scena końcowa sugerująca że "to" wciąż tam jest, otóż stoi sobie zapalona świeczka w piwnicy i nagle coś zdmuchuje ogień-rozumiem że pozostawianie otwartego ognia w domu, jest dla amerykańskiej policji standardem? Głupot było jeszcze więcej ale już nie chce mi się ich wymieniać, te najbardziej raziły w oczy. Daję 2/10 tylko za jako taką scenę początkową.