Joseph Zito, przyszły twórca czwartej odsłony "Piątku trzynastego" stworzył jeden z najbardziej zapomnianych slasherów w dziejach kina. Fabuła opowiada o żołnierzu, który po otrzymaniu listu od swojej ukochanej Rosemary, z którego dowiaduje się, że został porzucony, pała pragnieniem zemsty i bez mrugnięcia okiem morduje niewierną narzeczoną i jej "kochasia", po czym znika.
35 lat później powraca i rozpoczyna się rzeź. Szczerze? Nic specjalnego. Fabuła jest prosta i jednocześnie nieciekawa.
Nie potrafiłem się w nią zaangażować i zwyczajnie do mnie nie trafiła.
Największą zaletą tego filmu jest jednak seryjny morderca, którego twórcy wykonali wręcz perfekcyjnie! Szalony wojak uzbrojony we widły rozpoczyna polowanie na bezbronne ofiary. Do samego mordercy nie można się przyczepić; wygląd, zachowanie, brutalność popełnianych mordów. To wszystko stoi na bardzo wysokim poziomie. Ze wszystkich mordów, jakie dokonał w filmie, to jedno dokonane w basenie było wręcz mistrzowskie. A wszystko za sprawą Toma Saviniego, który postarał się, aby zbrodnie szokowały i jednocześnie wciągały. To właśnie on odpowiadał za efekty gore w tym filmie.
Jednak na genialnych efektach wizualnych, kończą się zalety tego filmu.
Fabuła jest mało wciągająca, są dłużyzny, przestoje, niewiele się tu dzieje. Główni bohaterowie są mało ciekawi, ich losy w ogóle mnie nie interesowały a zakończenie, jeśli mam być szczery, w ogóle mnie nie przekonało. Było sztampowe, przewidywalne i niespecjalnie szokujące. Przyznam z bólem, że po takim filmie liczyłem na trochę więcej, ale niestety bardzo się zawiodłem. Ten film miał potencjał, jednak zwyczajnie go zmarnowano.
Moim zdaniem atmosfera tego filmu jest genialna. Te dłużyzny w tym filmie niesamowicie budowały napięcie. Cieszę się rownież, że final girl ostatecznie sama się uratowała i moim zdaniem została bardzo dobrze zagrana. Potencjał filmu moim zdaniem nie został zmarnowany. To jeden z lepszych slasherów jakie oglądałem ze względu na genialną atmosferę.