Najpierw natrafiłem na ten film i obejrzałem go mniej więcej do połowy. Było to na TV4, więc przez reklamy i skakanie po kanałach i z tego mi nieco uleciało. Potem dowiedziałem się, że to remake filmu z Meryl Streep i obejrzałem najpierw pierwowzór. Okazał się on całkiem przyzwotą produkcją, ale to...
Film jest krótki, o postaciach od początku nie wiemy właściwie nic, dość szybko można się zorientować, co będzie McGuffinem. Brak tu charyzmatycznych postaci, każdy jest bezpłciowy i niemal nic go nie charakteryzuje. Bandyci, w których wcielali się charyzmatyczni i na swój sposób urodziwi (tudzież jak cała obsada oryginału) Kevin Bacon i John C. Reilly zostali tutaj zastąpieni stereotypowymi typami spod ciemnej gwiazdy. I nic to, że mamy spory zwrot akcji w drugiej połowie. Na mnie nie zrobił on najmniejszego wrażenia. Razem ze zwrotem akcji pogorszyła się jeszcze gra aktorska. Bob ostatecznie z nie do końca przekonującego złego wyszedł na idiotę - do końca ryzykował życie dla pieniędzy. Samo zakończenie ma tak głupie dopowiedzenie, że szkoda więcej pisać.