- akcja filmu ma miejsce w miasteczku, w prowincji Ontario, w Kanadzie.
- w miasteczku żyje spora grupa mennonitów, jest to protestancki odłam chrześcijaństwa - w filmie noszą oni 'starodawne' łachy.
- w miasteczku żyje też grupa imigrantów z Niemiec, z której to grupy wywodzi się główny bohater - między sobą porozumiewają się oni łamanym niemieckim.
- jako wsparcie z dużego miasta pojawia się detektyw o nazwisku Washington, z O.P.P. (Ontario Provincial Police) z właściwą siedzibą w London.
W filmie parę razy pada a to gołe Washington, a to gołe London, i mówiąc szczerze trochę robił mi się z tego burdel ;p
A więc 'Washington', to detektyw Dave Washington z OPP, a 'London' to kanadyjskie miasto w prowincji Ontario (populacja ok. 350 tys.), w którym to mieście OPP ma jedną ze swoich siedzib.
Nikt tego nie zrobil wiec ja napisze: dzieki za wyjasnienie, jesli zabiore sie za ten film mysle ze bedzie przydatne.
FIlm fajny ale jakoś teoria o tym że oni mówią po niemiecku mi nie pasuje.Brzmi to bardziej jak jakiś indiański.
Trudno tu mówić o teorii, skoro już minimalna znajomość języka niemieckiego pozwala wyłapać podstawowe słowa/zwroty ;p Oczywiście, trzeba wziąć poprawkę na bardzo nietypowy akcent.
To nie Niemcy lecz Holendrzy-mennonici. Byli także w Polsce, w dolinie dolnej Wisły.
Ja uważam, że film zasługuje na 8. Świetnie opowiedziana historia i fantastyczna muzyka. To ciekawe skąd właśnie taka. Przecież momentami wyraźnie pobrzmiewały w niej klimaty afrykańskie. Słuchając języka w pierwszej chwili pomyślałem, że Holendrzy, jednak druga myśl była - potomkowie Afrykanerów, którzy z Afryki trafili do Ameryki i osiedlili się. Przecież na takie śpiewy nie natrafimy ani w Holandii, ani - tym bardziej w Niemczech. Łamany holenderski i ta muzyka naprowadzają mnie na ślad afrykański. Ich dziadkowie mogli być Burami i mieszkać w RPA.
Odpowiem sam sobie, gdyż wczoraj, tuż po obejrzeniu filmu popisałem się niezbyt logicznym wpisem. Nie ma najmniejszego powodu, żeby zespół wykonujący piosenki łączyć ze społecznością Mennonitów kanadyjskich. Wysłuchałem dziś kilku piosenek zespołu Bruce Peninsula. To, że reżyser wykorzystał ich muzykę świadczy tylko o tym, że ma dobry gust.
Nawiasem mówiąc, śpiewają swoje - doskonałe zresztą piosenki po angielsku. Zapewne można doszukiwać się w nich różnych inspiracji, ale to nie powód, aby wiązać ich twórczość z Burami, czy kimkolwiek innym.
Jak to się mówi, w pierwszym wpisie trochę "popłynąłeś" ;)
Btw. wersja z lektorem (z TVP Kultura), istna katorga.
Oj tak, oj tak. Nie będę wchodził w szczegóły, ale pewien płyn rodem z Tennessee miał w tym poważny udział.
"płyn rodem z Tennessee" - już się rozmarzyłem. ;-)
W moim odczuciu muzyka nie jest dopasowana do filmu.
A ten - niezły, ale nieszczególny.
Pozdrawiam.
Z tego wynika, że choć częściowo, mamy jednak wspólne upodobania.
Też pozdrawiam.
Mennonici od XVI wieku żyli na terenach Żuław wiślanych ,przybyli do Polski znanej z tolerancji z terenów Holandii , gdzie byli prześladowani jako sekta protestancka . Jako lud znający się wybitnie na melioracji mają duży wkład w wykorzystaniu terenów bagiennych pod rolnictwo , również działali na terenie całej Polski usługowo ,jako " olędrzy ". Po rozbiorach spora część wyemigrowała z Polski , m. in . do Ameryki ... Język ,odmiana holenderskiego , ma wiele wspólnego z niemieckim gdyż mennonici łatwiej ulegali germanizacji , niż spolszczeniu . Nie wiem ,czy wszyscy wywodzą się z terenów Żuław , ale na pewno spory procent . Po 2 wojnie zostali wysiedleni jako Niemcy ,pozostały po nich urządzenia hydrotechniczne oraz zabytki architektury ,niestety większość z drewna ,oraz cmentarze ... Mam nadzieję , że nie zanudziłem ... A film uważam , że był dość ciekawy , muzyka niby indiańska również , choć nie wiem , jaki konkretnie miała związek z fabułą ...
piszę na świeżo po obejrzeniu filmu / film wchodzi w pamięć aktorstwo scenariusz muzyka kawał dobrego kina polecam