Opłaca jak najbardziej. Bardzo żywy humor, wiele wątków i aluzji do wcześniejszych dokonań reżyserskich Allena. Polecam!
Jak dla mnie nie opłaca się. Wątków było zdecydowanie zbyt dużo, żaden nie był dobrze rozwinięty choć conajmniej dwa z nich zostały niemiłosiernie rozwleczone (ah ten statystyczny włoch...). Może i przesadzam trochę, ale z bardzo pozytywnym nastawieniem poszedłem do kina.
Myślę, że każdy wątek coś wnosił, Allen bawił się wątkami swojej twórczości, nawiązywał do samego siebie (motyw emerytury?), a wszystko idealnie łączył motyw "co człowiek, to historia".
byłam, podobało mi sie :) może nie było to jakieś arcydzieło ale przyjemnie się oglądało,. Wiele zabawnych scen, wszyscy na sali się śmiali - jednym słowem, warto :D
Film z pewnością nie zostaje w pamięci zbyt długo. Skojarzył mi się bardziej ze zbiorem krótkich ,zabawnych historyjek. Jednak myślę ,że warto na niego iść właśnie dla humoru i włoskiego klimatu opowieści. Teksty ,które w filmie wypowiada sam Allen jak zwykle mistrzowskie ;)
Jak dla mnie zdecydowanie za długi. Faktycznie, jak już wyżej wspomniano - niepotrzebnie rozwleczone wątki. Jedynymi osobami, które pokazały się z dobrej strony byli Cruz i Benigni. Jeśli ktoś chce pooglądać sobie ładne widoki, może się przejść do kina, ale na żadne głębsze doznania nie ma co liczyć.
Widzę, że zdania dość podzielone. Zastanawiam się nad tym filmem, a Lincolnem: Łowcą Wampirów. Ale chyba jednak zdecyduję się na ten. Dużo ma śmiesznych sytuacji??
To właśnie na takim filmie mi zależy. Głównie, żeby się pośmiać :) No i lubię włoski klimat.
Warto choćby dla powrotu Allena przed drugą stronę obiektywu. Rewelacja. Parę razy skojarzyło mi się z historiami z jego opowiadań w wersji do czytania, odniesienia do poprzednich filmów też były. Ale nie są one powielane w 100%. Widać, że Allen bierze pomysły z własnego życia. Nie jest tak rewelacyjny jak poprzedni jego film, ale można się świetnie na nim ubawić. Zresztą co człowiek, to gust :)
Allen już od dawna nie robi filmów z głębszym przesłaniem, chyba było dużo czasu by przyzwyczaić się do tego, że teraz chałturzy w dosyć przyjemny i lżejszy w formie sposób. jak ktoś idzie do kina z poczuciem, że wyjdzie z patetycznymi wnioskami, to chyba się zawiedzie.
to komedia romantyczna, ale nietypowa. Allenowska - jak większość poprzednich.
humor jak zwykle świetny, żywy, sam Allen jako aktor. włoski klimat rzeczywiście czuć, świetne obrazy.
mnie się podobał - lekki, ale nie głupi.
Film ma przesłanie na przesłaniu. Czterech bohaterów - Jerry (Allen), Leopoldo (Benigni), Jack (Eisenberg) i Antonio (Tiberi) to Allen w różnych momentach swojego życia. Pokazuje, jak będąc totalnie zwykłym człowiekiem - jak Leopoldo - nagle trafił pośród kamery, na okładki pism i do programów telewizyjnych, nie wiedząc czemu (dla niego robienie filmów jest tak normalne jak dla Leopoldo jedzenie tostów, o czym ten opowiada w programie telewizyjnym). Dodatkowo Jerry (w tej roli sam Allen) mówi przecież w filmie: "nikt nie rozumie mojej sztuki, wyprzedzam epokę" - aż w końcu proponuje człowiekowi, by na scenach opery wystąpił pod prysznicem: mamy więc tutaj dwie części składowe sztuk Allena - z jednej strony nikt nie rozumie sztuki Allena (tak jak absurdalnego prysznica nie da się zrozumieć w operze), z drugiej strony Allen przemyca w swoich filmach cząstkę siebie, szczerość, prawdziwą, coś niezwykle intymnego (stąd słowem klucz jest tutaj prysznic - element bardzo intymny w życiu człowieka). Widzimy w tym filmie również Jacka, człowieka, który - podobnie jak Allen w życiu prywatnym - pod wpływem pochopnych decyzji, chwili, jest w stanie zmieniać partnerki nie widząc niczego złego. Jest w końcu Antonio, który zdaje się już być stuprocentowym neurotykiem jak Allen, mówiąc prawie dosłownie "skąd ja się tu wziąłem, skąd to zamieszanie wokół mnie". Jest też policjant stojący na środku ulicy i osoba w końcówce filmu, stojąca w oknie przy schodach hiszpańskich - obydwie mówią: "nikt nas nie widzi, nikt na nas nie zwraca uwagi, ale my tu stoimy, obserwujemy ludzi i ich emocje": genialne podsumowanie życia Allena.
Zauważmy też, że każdy z czterech głównych bohaterów to po prostu Allen - pierwszą sprawą jest identyczny ubiór, drugą - postawa, figura, włosy, niezbyt powalająca uroda, trzecią - ciapowatość, neurotyzm, który łączy bohaterów, brak umiejętności porozumienia się z ludźmi.
Sam Allen zresztą sporo wnosi, ot choćby podczas rozmowy ze swoją żoną, kiedy ta mówi "zachowujesz się tak, jakby emerytura równała się śmierci", na co Jerry (grany przez Woody'ego) odpowiada: "tak, bo ja chcę wciąż coś robić". Allen pokazuje swoją starość, obnaża zbliżający się koniec. Podobnie Leopoldo biegający po ulicy, gdy ściąga spodnie i krzyczy "mam na sobie luźne bokserki", to wręcz Allen mówiący: "nie zapomnijcie o mnie". Padają w tym filmie zresztą wielokrotnie słowa, które można odczytywać jako "nie chcę, żeby wszystkie moje dokonania zostały zapomniane, chcę pozostać wśród was". Dwa przesłania filmów, to - moim zdaniem - "nie wiem dlaczego całe moje życie skupialiście na mnie swoją uwagę, przecież jestem normalnym facetem i to, że kręcę filmy, jest zwyczajne, a nie powinno powodować, że chodzicie za mną, robicie mi zdjęcia, a kobiety wchodzą ze mną do łóżka", a drugie przesłanie - "mimo wszystko chciałbym pozostać zapamiętany, skoro już jesteście wokół mnie, stawiacie mnie przed kamerami, nie zapominajcie o moich dziełach".
No i jeszcze ładna rola Aleca Baldwina (w tym filmie Jacka), który występuje to jako sumienie bohaterów.
nie sposób mi się nie zgodzić, z tym, co piszesz. pełna racja.
chodziło mi głównie o to, że przeciętny oglądający (bo zakładam, że tylko taki pyta, czy warto się wybrać na nowy film Allena, znawcy jego wcześniejszych dokonań po prostu biegną do kina) raczej nic konkretnego z tego nie wyniesie, nie odpowie sobie nagle na jakieś pytanie i co tutaj napisałeś (-łaś) zwyczajnie nie zauważą.
Racja, też o tym myślałem po obejrzeniu filmu - ktoś, kto zwyczajnie nie interesuje się szczególnie kinem, może wyjść niezadowolony, choć może nie zażenowany (Allen i tak trzyma poziom). Mówiłem o tym wielokrotnie moim znajomym - słabsze filmy Allena i tak są bardzo dobre... Ten jest dobry, a jeśli przyjrzymy się okolicznościom - zauważymy, że jest bardzo dobry.
"odniesienia do poprzednich filmów też były"
A jak ktoś tych poprzednich nie oglądał, to może iść, czy nie zrozumie??
To nie jest najistotniejsze w tym filmie. Ja idąc teorią Stephana Kinga, że książki i filmy czyta / ogląda się po to by je potem zapomnieć, aby mieć radość z ponownego ujrzenia/czytania - sporo pozapominałam i jakoś wszystko z filmu zrozumiałam. Po prostu niektóre tematy z lekka się powtarzają - czy to z jego książek, czy filmów.
Woody Allen jest na wskroś nowojorski, a mimo to udało mu się uchwycić klimat Italii. Oddał energię miejsca, w którym wszystko może się zdarzyć, nigdy nie wiadomo, co czeka Cię za rogiem; miejsca, w którym chwyta się każdą nadarzającą się o
kazję na szczęście, korzysta się z życia w pełni. Allen sprawnie połączył włoski rozgardiasz z dystansem i zdrowym rozsądkiem. Najlepszy jest wątek, w którym sam reżyser, jak zwykle, występuje w roli niespełnionego neurotyka: nie musi nic mówić, a i tak jest szalenie zabawny. Towarzysząca mu Judy Davis jest zjawiskowa, potrafi sprowadzić go do pionu jedną kąśliwą uwagą. Rzym jest być może pokazany nazbyt pocztówkowo i turystycznie, ale tym, którzy kochają stolicę Włoch, nie powinno to przeszkadzać. Nie jest to na pewno film wybitny ani taki, do którego wielokrotnie się powraca, ale myślę, że nie takie było założenie Allena. To lekka, łatwa i przyjemna komedia, podczas której nie da się nudzić, idealna na sentymentalne zakończenie wakacji.