Lubię Allena. W zasadzie widziałam wszystkie jego filmy. I pierwszy raz nie byłam w stanie nie byłam w stanie wytrzymać spotkania z nim. Szczerze mówić po "Zakochanych w Rzymie" wyszłam wręcz załamana. Gdzie się podział dowcip, gdzie się podział pomysł na historię? Co to miało być? "Zszyte" gagi? Promocja Rzymu? O czym w zasadzie to było? O seksie? O wiecznym mieście? Gdzie ta ironia, za którą Allen jest uwielbiany?
Ten film jest dla mnie jednym, wielkim rozczarowaniem. Dla mnie jest to jeden z jego najsłabszych filmów, jeżeli nie najsłabszy w karierze. Jednak to moje zdanie, a na sali kinowej znalazło się wielu takich, którzy zaśmiewali się do rozpuchu.