PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=110986}
7,4 1 555
ocen
7,4 10 1 1555
Zamach stanu
powrót do forum filmu Zamach stanu

„Dlaczego grają radosną muzykę?” – zastanawiałem się, kiedy przed oczami pojawiły mi się sceny marszu żołnierzy wiernych Józefowi Piłsudskiemu i napis przedstawiający tytuł filmu. Cóż bowiem było wesołego w tym, że zaraz zawali się system ustanowiony po ponad wieku niewoli, a który przetrwał mniej niż 8 lat. Później pojawiło się jeszcze parę takich „radosnych” nawiązań – np. w scenie, w której zaraz po aresztowaniu „podejrzanych politycznie osób” w mrokach zimowej nocy, przy jękach przerażonych kobiet… przenosimy się do miejsca, w którym eleganckie pary tańczą w balowym korowodzie, potem zaś córki Piłsudskiego korzystają z uroków szczęśliwego dzieciństwa, beztrosko zjeżdżając na sankach na oczach nie mniej szczęśliwego ojca, który nie traci rezonu nawet w komnatach zbrojnie podbitego przez siebie pałacu prezydenckiego. Jakby to, że wykopano grób demokracji, było w istocie niewinną igraszką, ot, zwykłą zabawą, którą ludzie zajmują się od niepamiętnych czasów. Tymczasem nie wszyscy wydają się być rozemocjonowani ogólnym przebiegiem wydarzeń: jeden z członków składu sędziowskiego w Brześciu przysypia, jakby sprawiedliwość była czymś, co nie wymaga wzmożonej czujności…

Ryszard Filipski został zapamiętany z takich ról jak major Henryk Dobrzański, bohaterski dowódca partyzantki antyniemieckiej, czy wachmistrz Soroka, wierny kompan walecznego Kmicica. Tym razem – podobnie jak w „Hubalu” – nie tylko zagrał główną rolę, ale i zajął krzesło reżysera, tworząc ponad dwuipółgodzinną próbę rekonstrukcji wydarzeń z maja 1926, kiedy zderzenie ideałów polskiej demokracji z trudną pozaborową rzeczywistością osiągnęło punkt kulminacyjny w konfrontacji dwu punktów widzenia odnośnie tego, o czym pisał Stefan Żeromski w „Przedwiośniu”: jak powinna wyglądać Polska? Polityka lat międzywojennych znalazła się wówczas w kręgu zainteresowań nie tylko Filipskiego, ale i Jerzego Kawalerowicza, który w 1977 nakręcił „Śmierć prezydenta” (o krótkiej i tragicznie zakończonej prezydenturze Gabriela Narutowicza), później zaś Bohdana Poręby, reżysera filmu „Polonia Restituta” o odzyskiwaniu przez Polskę niepodległości w czasie trwania I wojny światowej.

Wszystkie te trzy filmy można uznać za nudną, nieciekawą i mało wyszukaną kronikę pękającą w szwach od nadmiaru faktów historiograficznych, jednak moim zdaniem warto odrzucić uprzedzenia i zobaczyć, jak zwykli ludzie brali udział w budowaniu państwa, któremu udało się przetrwać do dzisiaj. Wiele z wątków, które występują w tych filmach, mogą nawet okazać się aktualne do dzisiaj, w większej lub mniejszej formie. Wszak do tytułowego zamachu stanu odwoływano się stosunkowo niedawno… No właśnie, różne są oceny architekta tego przewrotu, którego postać zawsze budziła, budzi i budzić będzie gwałtowne emocje wśród Polaków, skłonnych go albo hagiografizować, albo oczerniać do granic możliwości. Daria i Tomasz Nałęcz słusznie niegdyś zauważyli, że pióro piszące o Piłsudskim było maczane równie często maczane w wazelinie, jak i w żółci. Dlatego należy uścisnąć rękę Filipskiemu, że starał się przedstawić ówczesną walkę polityczną w sposób neutralny, choć wiadomo jak to jest z gustami – jedni będą twierdzić, że pokazano tu Marszałka jako krwiożerczego despotę podobnego Stalinowi, inni zaś będą sarkać na przesadne zaznaczenie roli opozycji lewicowej – tym nie mniej nie uznałbym tego dzieła za propagandę, która ma na celu powiedzieć nam, kto jest dobry, a kto jest zły.

Zresztą problem, kto jest dobry, a kto jest zły, stanowi nie lada dylemat nie tylko dla widzów, ale i dla samych bohaterów filmu, zarówno pierwszoplanowych, jak i tych epizodycznych. No bo jak taki zwykły żołnierz ma wiedzieć, czy iść za Józefem Piłsudskim szturmować Belweder, czy też być wierny państwu nawet wtedy, kiedy przeżywa ono głęboki kryzys. Czy podjąć radykalne działania nawet w imię wzniosłych ideałów, jak to było za czasów trzech zaborowych władców, kiedy do policjantów i urzędników strzelało się na ulicy, aby dla dobra Polski chwiał się carat (polecam „Gorączkę” Agnieszki Holland)? Teraz jest trudniej, bo po drugiej stronie nie ma żadnych kolaborantów, szpicli, stupajków ani bolszewików – są tylko żołnierze tego samego kraju, z tej samej stolicy. „Niech żyje pan prezydent” – krzyczy młodziutki wojak, widząc Józefa Piłsudskiego, który patrzy w oczy żołnierzom wojsk prezydenckich. I jeszcze zdjął czapkę (czy tam rogatywkę – militaria to nie moja Kasztanka)!

Co tam zwykły żołnierz, kiedy sami decydenci mają ogromny kłopot z wybrnięciem z tej całej patowej (a wręcz i patologicznej!!!) sytuacji. Do naszych uszu dociera melancholijna melodia wygrywana przez pianino, która towarzyszy trasie prezydenta Stanisława Wojciechowskiego zmierzającego na Most Poniatowskiego wśród aplauzu popierających go warszawiaków. Melodia, która brzmi niczym pożegnanie z tym, co nie powróci… Co innego Wódz Ziuk. Ten ma jedną wizję, którą trzeba za wszelką cenę wykonać. Rząd jest złajdaczony, więc rząd trzeba odsunąć od władzy i wszystko naprawić stanowczymi sposobami. Są też tacy, co czują, że lepiej się dostosować i poprzeć zamach stanu – za tym opowiada się Rada Naczelna Polskiej Partii Socjalistycznej (PPS). Komuniści również dołączają do przewrotu i nawołują do strajku przeciwrządowego. Ci strzelają sobie w głowę, aby się nie zhańbić złym wyborem, tamci przysięgają, że prędzej zginą, niż opuszczą swego zwierzchnika, słowem – jeden wielki chaos i tragizm większy nawet od Szekspirowskiego i antycznego.

Największą moim zdaniem sceną w tym filmie jest ta, w której ksiądz Józef Panaś – zagrany z arcymaestrią przez Jerzego Nowaka – zdziera przyznane mu dawniej ordery i rzuca je pod nogi Gustawa Orlicza-Dreszera, obejmującego faktyczne dowództwo nad armią „zamachowców majowych”. Odznaczenia, które mieli zhańbić atakujący pałac belwederski, zostały pokazane na tle grobów poległych obrońców… jedynych ludzi godnych najwyższych zaszczytów? Złowieszcza tego gestu okazuje się prorocza, bowiem stajemy się świadkami, jak interpretowany przez Filipskiego (podwójnie, bo aktorsko i reżysersko) Piłsudski przystępuje do – jak by to wyraził prezes Roberta Górskiego – „umeblowania Polski” (uwaga: nie sugeruję podobieństwa między obiema postaciami!). Pamiętam scenę pasjansu ze „Śmierci prezydenta”, w której odtwarzający Piłsudskiego Jerzy Duszyński stawia pasjansa, spoglądając upiornym wzrokiem na widza – ma to miejsce tuż po wyeliminowaniu prawowitej głowy państwa przez obłąkanego narodowca-terrorystę. Tutaj Piłsudski stawia pasjansa, kiedy opowiada Kazimierzowi Bartlowi o tym, że „sejmu nie będę rozwiązywał (macha lekceważąco ręką). Niech sobie będzie. Byleby nie przeszkadzał. Oni teraz przestraszeni, to brykać nie będą etc., etc.” i jeszcze wspomina, że prezydent musi być podległy…

Piłsudski Filipskiego to człowiek, który twierdzi, że wydał wojnę szujom, łajdakom, mordercom i złodziejom, a także mierzi go nadmiar poselskich przywilejów umożliwiający im korzystanie z prawa do zachowywania się jak świnie. Nie waha się też (niezbyt dyskretnie) grozić ministrom w razie dopuszczenia się przez nich niesubordynacji! Kiedy indziej widzimy go, jak słucha małych dzieci ubranych w śliczniusie mundurki, ładnie uczesanych i trzymających biało-czerwone chorągiewki, które deklamują wiersze na jego cześć. A co się dzieje, kiedy ktoś nie uznaje jego wielkości albo nie zgadza się z jego jedynie słuszną koncepcją uzdrowienia Polski? Ten jest durniem – tak Piłsudski nazywa Ignacego Daszyńskiego, kiedy ten ośmiela się powiedzieć, że pod bagnetami i szablami nie otworzy sesji parlamentu.

Co ciekawe, sam przewrót z dni 12-15 maja 1926 nie zajmuje w filmie nawet połowy czasu trwania filmu, bowiem tytuł odnosi się także do jego konsekwencji, jakimi stał się szereg represji wymierzonych w opozycję, a których sztandarowym przykładem stała się rozprawa sądowa w Brześciu z lat 1931-1932, w których osądzono przywódców sojuszu partii centrowych i lewicowych. W filmie proces ten stanowi kluczowy element drugiej części filmu, bowiem widzimy na nim, jak bohaterowie bronią własnych racji w starciu z zastosowanymi na nich rozwiązaniami siłowymi. Widzimy też, że w Krakowie, Sosnowcu, Toruniu, Poznaniu, Tarnowie, Przemyślu, Warszawie – słowem w całej Polsce – dochodzi do protestów, które brutalnie tłumią policjanci. Pałki idą w ruch wszędzie, w prywatnych domach, w lasach, w więzieniach – oto prawdziwy zamach stanu, oto rozliczenie z tymi, którzy „nie są z nami, a są przeciw nam”!

Wysokiej klasy aktorstwo stwarzające pełnokrwiste, wielowymiarowe postaci, znakomity scenariusz utrzymujący widza w napięciu i pokazujący mu bez ogródek mechanizmy działania władzy, dbałość o realia tamtych wydarzeń, wierne odtwarzanie faktów i doskonała reżyseria – to są właśnie zalety „Zamachu Stanu” Ryszarda Filipskiego.

(http://teslicus.blog.pl/?p=215&preview=true&hash=ceb2fbc340e616b804b6871f8b743b 33&t=58dffed10948407e4ebd)

Zgadzam się w pełni i dodam czego kolega nie zrobił (ja się nie boję), że ja widzę ogromne podobieństwa między Prezesem i Piłsudskim oraz między Sanacją a PiSokracją

ocenił(a) film na 10

Wystawiłem ocenę "10" I wcale nie z powodu obsady (wyłącznie męskiej) albo w ogóle stopnia trudności realizacji tego przedsięwzięcia z takim rozmachem, w określonej od lat sytuacji politycznej. Zrównoważone, niezależne, z autentycznym poszanowaniem polskiego interesu, podejście do historii Polski zawsze było problemem. Nie wiem jak Filipski przekonał tych wszystkich arcymistrzów aktorstwa, o różnych poglądach, żeby dali się zamknąć razem w zbiorowych scenach, tworząc zbiorowego aktora, gdy pojedynczo zagrali tylko epizody. Np. Henryk Bąk do świadka: "czy Pan ma pałac?" Ale za wszechstronne i nieprawda, że dokumentalistyczne ale właśnie filmowo prawdziwe i niesprzecznie lapidarne, ukazanie tak złożonej dramaturgii postaci. Kilkudziesięciu postaci. Chodzony po gabinecie, spokojny rozkaz defensywny, geniusza wojskowego, pragmatycznego i moralnego - gen. Rozwadowskiego - zawsze chciałem zobaczyć tego, nieodkrytego, wyprzedzającego epokę człowieka w żywym filmie. Dlaczego wypowiedział tylko dwa zdania w całym filmie i zniknął w więziennej celi (genialna scena)? Bo tych postaci pokazanych w konwencji dramatu jest kilkadziesiąt. Nawet krótkie ujęcie skrywanego ale akceptowanego wstydu (Krzysztof Chamiec) dowódcy zamachowców, pod wpływem absolutnie mistrzowskiego monologu ks. Panasia (Józef Nowak w oskarowej formie) pokazuje, że dylematy nie były obce nawet zdeklarowanym wykonawcom zamachu. Opis domina tych dramatów dziesiątek postaci byłby dłuższy niż sam film. Czarne charaktery - bo są nimi zamachowcy (uczciwie trzeba to przyznać) - Zdzisław Wardejn, Ignacy Gogolewski i wielu innych - rolę arcymistrzowskie. I za ukazanie kontekstu politycznego, systemowego i oparł się reżyser pokusie snucia wizji upadku II RP pod hitlerowskim (i sowieckim) walcem. A mógłby nawet w kontekście postaci Rozwadowskiego, Zagórskiego czy Sikorskiego. Nie podsumowywał dokonań jednej i drugiej strony nudnymi statystykami ale pokazał brutalność i fałsz polityki w wymiarze wręcz współczesnym (dzięki czemu film jest wstrząsającą przestrogą przed nieomylnymi jednostkami i ideologiami oraz analfabetyzmem historycznym) - tylko naród może wszystko a nie jednostka i stwierdzenie to (kreacja aktorska genialna) jest ciągle 180 stopni przeciwne do rewolucjonisty Majakowskiego. Że patos. Ale ten patos jest obecny dokładnie wtedy, gdy przystoi postaciom - na przykład Witosowi, i również wtedy, gdy wylewając fekalia mówi, że "Polska jest większa niż wasz Marszałek". Filipski zagrał Piłsudskiego zupełnie bez patosu - opanował sposób mówienia zmęczonego jednak życiem Piłsudskiego, zawiedzionego ludźmi, rodakami, Polską. To jest kreacja genialna, lepsza niż Gump w wykonaniu Hanksa czy Tootsie (kwestia charakteryzacji narzuca pewne podobieństwo) Hoffmana). Zagrał nie siebie. Owszem - siła osobowości może i podobna ale Filipski odegrał sprawczą bezradność wielkiego wodzą, który kiedyś powiedział, że "przegrać i nie ulec to zwycięstwo ..", kogoś, kto nie potrafi poradzić sobie z rzeczywistością, którą sam stworzył przy pomocy swojej niespotykanej skuteczności. I zaczyna to dostrzegać a nawet o tym mówi. (Niezależnie od szczęścia, które powodowało, że wygrywał personalnie nawet przegrane sytuacje - jak tę z 1920 roku i nie mam tu na myśli samej bitwy ale błędy decyzyjne popełnione przez Piłsudskiego wcześniej w kampanii ukraińskiej i przywłaszczenie geniuszu militarnego generałów, których później zwalczał i pewnie nawet zamordował). Ten bohater jest więc całkowicie różny od Ryszarda Filipskiego, który nawet zamordowany przez hitlerowców jako major Hubal i tak górował nad nimi jako mężczyzna (przy wszystkich meandrach jego życia osobistego grał kogoś tak różnego od siebie jak Tootsie od Dustina Hoffmana). Jego Piłsudski jest zagubionym starcem w sile wieku - jak każda ofiara swego jedynowładztwa. Przy całym szacunku dla zapotrzebowania na bohaterów i przywódców. Ja dałbym Filipskiemu Oskara za tę rolę i za reżyserię również. Za rolę Piłsudskiego - najbardziej. Całkowicie pomijam oskarową real politik i to że zostanę zapewne wyśmiany. Naprawdę polecam film Ryszarda Filipskiego Zamach stanu.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones