Film godny uwagi ale nie może się równać z wcześniejszym i największym dziełem Melies'a "La Voyage dans la lune". Ogólnie wykonanie dobre, ale sądziłem, że po tylu latach odstępu od wcześniej wspomnianego filmu będzie z tego coś lepszego.
Film ma sporo wdzięku, jednak rzeczywiście jest anachroniczny. Melies osiągnął niewątpliwie dużą biegłość w opowiadaniu swoich historii, ale przestał się rozwijać. Te same przesadne gestykulacje groteskowych wynalazców i konstruktorów, droga do bieguna wiodla przez kosmos, bo nie mógł sobie darować zaprezentowania znaków zodiaku i swoich ulubionych gwiazdeczek.
Najważniejsza niekorzystna różnica w porównaniu z "Podróżą na Księżyc" polega jednak na wyborze tematu dla swojej fantazji - o ile na początku wieku trudno było realnie liczyć na osiągnięcie przez człowieka Srebrnego Globu (co uprawniało do najbardziej fantastycznych spekulacji o takiej wyprawie i o tym, co śmiałkowie tam zastaną), o tyle w 1912 roku oba bieguny Ziemi były już przez człowieka zdobyte, więc fantazja o sposobie ich osiągnięcia zamieniła się w groteskę. Groteskowy charakter filmu podkreśla też incydent z sufrażystkami, skąd inąd z dzisiejszej perspektywy chyba najciekawszy epizod filmu.