Całkiem fajna, niskobudżetowa, B-klasowa produkcja. Jest to jedyny film w dorobku Francisa Teriego. Seans upłynął mi dosyć przyjemnie. Oczywiście, nie można rozpocząć oglądania tego filmu z nastawieniem, że to co tu zobaczymy może być choć odrobinę realistyczne czy... profesjonalne. Sam pomysł na film jest jednocześnie niedorzeczny i oryginalny. Były już horrory na temat zabijających mikołajów, małych zwierzątek, małych dzieci, ale nie widziałem jeszcze horroru o morderczym, "odrodzonym" embrionie. Całe szczęście, że nie wygląda on jak prawdziwy embrion, lecz przeobraża się do bardziej przyziemnej horrorowi, potwornej postaci. Może trochę zbyt rzadko widzimy go na ekranie, ale kiedy dokonuje on już mordów, to wyglądają one całkiem całkiem. Bohaterzy są dość irytujący, ale i tak nawet przystępnie narysowani. Oczywiście, różne dziwne rzeczy dzieją się w tym filmie... czy to pojedyncze sceny, dialogi czy pomysły bohaterów... ale darujmy to sobie, ok? Ja bawiłem się przy tym nieźle. A ostateczny pojedynek embriona z (może nie będę zdradzał) jest nieprzewidywalny. Naprawdę nie spodziewałem się, że to tak się zakończy. Finałowe sceny tylko dodały groteskowości temu filmowi. Tak więc, dla mnie trochę niedoceniona B-klasa, a dla fanów tego typu filmów pozycja wręcz obowiązkowa. Moja ocena: 6/10.