Otwarte zakończenie jest bez znaczenia. Głęboko i z różnej perspektywy pokazane dwa
romanse, jeden zbudowany na miłości a drugi na seksie. Bardzo dobry, wzruszający i
intrygujący chwilami.
Faktycznie film jest świetny. Napięcie budowane jest w bardzo inteligentny i nienachalny sposób.
Te dwa romanse pokazują idealnie kobiecy i męski świat - różne dla obu płci pojmowanie miłości
i uczuciowego spełnienia.
Guillaume Canet jak zawsze mnie oczarował, jego postać była absolutnie fascynująca.
A otwarte zakończenie.. Cóż... Mam wrażenie, że Jo w ostatniej scenie otwierając usta była
w stanie wyznać mężowi "winy" podczas, gdy ten łgarz nie puścił pary z ust i grał do końca.
Oto i zwieńczenie tych dwóch romansów - on spełnia swoją zachciankę, a ona w imię zasad
i przysięgi małżeńskiej rezygnuje z wielkiego uczucia, albo rezygnuje z obawy, że związek
z Alexem nie byłby wcale lepszy od 4 lat z mężem, które tak bała się przekreślić.
Truman w 90 min, na kanapie, mowi cala prawde o zwiazkach malzenskich.
a tak na marginesie mezczyzni sa wtf..... dla tzw 14 min seksu moga stracic swoja milosc (o ile w ogole takie uczucie jest im znane)
no i jeszcze to poczucie winy (jesli to w ogole czuja)..
Ależ w Was jadu... a nie zastanawiałyście się nad głębszą warstwą tego filmu? Nad pytaniem, które stawia, a nie daje odpowiedzi (jak każda dobra pozycja) - kto tak naprawdę zdradził? I kto zrobił to bardziej? To nie jest film, który szablonizuje relacje damsko-męskie, daleko mu do tego...
On zdradził fizycznie, ona emocjonalnie. On kochał żonę i dla niej wrócił uważając seks za nic wiążącego, ona nie wiadomo czy kochała męża, moim zdaniem bardziej trwała w tym związku z przyzwyczajenia, pojawiła się stara miłość i zaczęła się zastanawiać. Oczywiście, że jest w tym głębszy sens, ale ja oceniam film według różnych kryteriów i akurat ten film mnie nie urzekł.