Sztuką jest rozciągnięcie takiej historii na 1,5h bo tak naprawdę, w filmie nic się nie dzieje. Ciągle tylko sprawdzałam ile zostało do końca.. Film jest przydługi i nudnawy. Jeśli reżyserowi zależało na ukazaniu emocji to aktorzy niestety nie podołali a Sam Worthington grający Michaela to kompletna porażka, 5 minut temu skończyłam oglądać i nie pamiętam jego twarzy
Mogę spytać, ile masz lat? Bo film jest genialny, tylko trzeba do niego dojrzeć, trochę zaznać życia... Nie chcę obrażać, absolutnie nie o to mi chodzi, tylko IMO ktoś kto zaznał kilku miłości, związków, nabrał doświadczeń życiowych raczej tak filmu nie oceni, nawet jeśli nie będzie nim zachwycony, bo to już kwestia gustu...
18 lat, nie no ja może po prostu mam jakiś dziwny gust bo co napisze jakiś komentarz do filmu to ktoś po mnie jedzie że co ja w ogóle pisze ...
Ja mam 32 lata i się zastanawiam ile mam jeszcze czekać żeby dojrzeć? :) Dla mnie ten film też był słaby choć nie jestem pewna czy z tych samych powodów? ;)
Przecież właśnie w ogóle "nie jadę po Tobie" - piszę tylko, że za parę lat Twoje spojrzenie na ten film może być zgoła odmienne:-)
Zgadzam się. Szkoda, że w ogóle próbuje go udawać :/ Ja bym napisała - nie umywa się do genialnego "Closer" z Clivem Owenem :)
No dobra dobra, ja i tak myśląc "Closer" widzę Nat i to jak kokietowała Clive'a w galerii sztuki, ahhh. Zjawisko!
Z nim to ja kocham scenę jak się dowiaduje, że kobieta, z którą pisał, nie była kobietą :D Bezcenne!
Ja uwielbiam dialog z Julią Roberts :)
Thank you for your honesty. Now fu.k off and die... :)
Mam niejasne przeczucie, że zaśmiecamy nie ten wątek co potrzeba :D
Taaak, ktoś nawet kiedyś powiedział, że to prawdopodobnie najgorsza obraza jaką można komuś powiedzieć...
Czyżbyś miała wyrzuty sumienia? Przecież się nie wyzywamy, to chyba było by gorsze, n'est- ce pas? ;)
to silniejsze ode mnie i muszę komuś o tym napisać- w scenie jak Nat dowiaduje się o zdradzie Jude'a, chwilę przed wyjściem, gdy go całuje... Zawsze sobie mówię, że ona strasznie... ciekawie.. całuje. Tak... zachłannie :D
Jestem wzruszona, że to właśnie ze mną podzieliłeś się tym intymnym odczuciem :D
Ze mną i jakimś milionem użytkowników FW :D
Zachłannie, bo tak to scena. Ostatnia deska ratunku.
W tej scenie podoba mi się moment kiedy ona mówi, że zawsze jest moment na podjęcie decyzji.
I oglądając komentowany tutaj film miałam to motto w głowie.
Szczególnie w wątku Worthingtona. Dał ciała po całości a miał masę momentów żeby logicznie pomyśleć.
cholera, dotarło do mnie, że całą misternie konstruowaną intymność szlag trafił...
No właśnie tak wracając, po Bożemu, do filmu, na forum którego się udzielamy :D Mocno mnie wnerwił temat, w którym zaczęto usprawiedliwiać zachowanie Sama poprzez gadanie, że gorszą zdradę popełniła Keira. Przecież to Keira zapanowała nad sobą! A ten dureń... Jasne, wmawiajmy sobie, że to nic takiego. Potem się tylko ludzie dziwią, skąd tyle rozwodów :D
Ostatnia scena dobitnie mówi, że wina leży po obu stronach. Przytulają się ale gonitwa myśli jest po obu stronach.
Coś jak zasypiająca Julia Roberts w ostatniej scenie naszego ulubionego filmu :D
Możesz się oszukiwać ale ziarno niepewności zostało zasiane i będzie zbierać plony (być może za kolejne 3 lata).
Chyba brakło mi już myśli na odpowiedź, więc może jedynie napiszę, iż jestem zniesmaczony faktem pominięcia przez szacowną Akademię GENIALNEJ piosenki Damiena Rice'a. Jakże ona budowała klimat... Jak oni wszyscy przyznają te nagrody?!
ejże! jesteś pierwszą osobą, która podkreśliła to w rozmowie ze mną! :D no dobra, niewiele osób mi znanych zna ten film, o piosence (a tym bardziej końcowym zdaniu) nie wspominając..
Tzn. jesteś pierwszy, który wie o czym mówię :) No i mało znam osób, które mają lekkiego bzika na punkcie tego filmu ;)
No bzika... Dla nie po prostu "Closer" to film kompletny, z genialną grą aktorską, świetnym, pełnym ostrych jak brzytwa tekstów scenariuszem ale i z rewelacyjną reżyserią (wg mnie to najdojrzalsze dzieło Nicholsa, lepsze nawet od "Absolwenta")- czy to klamra kompozycyjna w postaci "The Blower's Daughter", czy to niesamowicie klimatyczne "wybielenia ekranu" (nie wiem, jak to nazwać, ale zakładam, że wiesz o co chodzi :D np. w scenie tuż po spoliczkowaniu Natalie w finale)... ach, po prostu arcydzieło, no... ;)
To się rozjaśnienie nazywa. Jeden z ulubionych środków wyrazu Aronofskiego tak btw. Bardzo mocny zabieg. Lubię go :)
Absolwenta widziałam oczywiście długo po premierze ;) ale zrobił na mnie b. duże wrażenie.
Wytrzymuje próbę czasu.
Ale zgadzam się zupełnie Closer to najbardziej przemyślany, wyrachowany i bezkompromisowy obraz Nicholsa jaki widziałam.
I u mnie ma 10 ;)