Wiele słyszałem o tym filmie i ma on, z tego co widzę, zagorzałą grupę fanów, ale po drugim podejściu, na fali zainteresowania polskim kinem 11 listopada po prostu się zawiodłem. Nie czytałem książki, więc nie mogę porównywać i nie rozróżniam między historią napisaną przez Reymonta, a ekranizacją.
To od historii zaczynając, młodzi ludzie, z zamożnych domów, którzy wiele otrzymali i nie mają zrozumienia dla ubogich robotników, postanawiają założyć fabrykę. Mimo że przerwałem oglądanie po 50 minutach i daję słowo, że nie znam tej historii, dam sobię rękę uciąć, że trzej przyjaciele najpierw osiągną wielki sukces, później się skłócą, a później zbankrutują. Możecie mi powiedzieć, czy mam rację.
Całość jest na wskroś przerysowana - śmiejący się młodzi ludzie w smokingach (garniturach?) wśród brudnych i wychudzonych pracowników. Ostentacyjnie pozbawiony empatii Karol, co jest pokazywane po kilka razy do znudzenia tak jaskrawie, że aż nierealistycznie, np. leży trup na taśmie, a on każe ludziom wracać do pracy. To co, nawet go nie wyniosą, nie sprawdzą jak do tego doszło? Wykorzystywane motywy, w czasach Reymonta być może jeszcze tak nie wyeksploatowane, brutalnego kapitalizmu, bezwzględnego pięcia się na szczyt, są pokazane wprost i w sposób banalny.
A propos szczytów, to w kontekście aktorstwa nic nie mam do powiedzenia. Olbrychski. Wiem, wielki aktor. No ale ja jakoś nie mogę na nich patrzeć, na ten nieprzekonujący śmiech, na wygłaszanie roli jakby z kartki. Same dialogi też mnie nie przekonują, wydają mi się napinać, żeby przekać widzowi rozwój wydarzeń, a i tak w filmie miałem problem żeby się odnaleźć. Nie rozumiałem na przykład z początku, w jakich fabrykach oni pracują, najpierw myślałem że własnej, później zrozumiałem, że u kogoś innego, a w jaki sposób Karol dostał stanowisko kierownicze, tego nie wiem. Może był inżynierem? Studiował, ale co, to nie wiem. Być może to mój brak skupienia, a może skróty w prezentowaniu fabuły.
No i muzyka, momentami piękna, ale przez większość wiejąca PRL-em (wiem, wiem) i niepasująca do tego, co się dzieje na ekranie. I właśnie z PRL-em ten film bardzo mi się kojarzy, bardzo doceniłem Wajdę po popiele i diamencie i tamten film, mimo że starszy o kilkanaście lat wydaje mi się tak dzisiejszy, tak prawdziwy. Dlaczego ten obraz tak mi się nie podoba? Myślę że to przepaść kulturowa, może nie potrafię się w niego wczuć, a może to po prostu był błąd? Napiszcie co o tym myślicie.