Nie rozumiem tych zachwytów. Niektórzy aktorzy doskonali (Pszoniak), niektórzy teatralni, przeszarżowani (Walczak, Jędrusik). Doskonała scenografia, ale montaż czasami kuleje. Szanuję reżyserską wizję Wajdy, ale nie rozumiem aż tak znaczących zmian w stosunku do literackiego pierwowzoru. Zmieniają przesłanie książki, w której trudno mówić o prawdziwej przyjaźni. A w filmie jest ona bardzo istotnym motywem.
Rola Jędrusik budzi obrzydzenie.
Oczywiście, że arcydzieło!
Aktorzy doskonali? Stanisław Igar i Franciszek Pieczka.
Wojciech Pszoniak... No niespecjalnie.
Kalina Jędrusik... Budzi obrzydzenie, bo tak miało być. Violetta Villas byłaby lepsza? Pewnie budziłaby jeszcze większe obrzydzenie, oceniając całokształt przez ostatnią scenę w pociągu.
Andrzej Wajda wypaczył główne postaci Moryca Welta i Karola Borowieckiego, przesuwając ciężar czarnego charakteru z Żyda na Polaka i - jak się to mówi - cnotę stracił, rubelka nie zyskał (Oscara nie dostał). Ostatnia scena była naprawdę niepotrzebna, choć rozumiem, że chciał zamknąć film czymś mocnym. Lepiej jednak byłoby zakończyć spotkaniem z Anką, zdecydowanie.
Ale i tak jest to arcydzieło!
PS. To jest forum o filmie, a ja cały czas porównuję książkę i serial.
Trudno nie porównywać do książki. Nie musiała być ani Jędrusik, ani Villas. W powieści ta postać nie jest aż tak wulgarnie przedstawiona.
Te dwie były brane pod uwagę przez Wajdę, podobno.
Niedawno przeczytałem książkę i tam Lucy była właśnie taka: rozpieszczona, namolna, chimeryczna. Fizycznego opisu nie pamiętam, poza ostatnią wzmianką, że w ciąży stała się "brzydka", co poniekąd pasuje do jej obrazu przedstawionego przez Wajdę w pociągu.
Arcydzieło!