Tomasz Kot w tym filmie to Buster Keaton polskiego kina. Na każdym ujęciu ma tę samą twarz. Kompletnie bez wyrazu i emocji. Czy to rozpacz, tęsknota, pożądanie, radość, uniesienie - to samo. "Ćwierkanie" komucha Szyca jest nie do zniesienia. Za to muzyka jest urzekająca.