Chciałam odnieść się do nieracjonalnych zachowań Zuli: dziewczyna wyszła z nizin społecznych, zrobiła karierę, a po tym zaznała "wielkiego świata", jednak nie była w stanie udźwignąć ani kariery w Polsce, ani za granicą - nie była szczęśliwa i nie potrafiła dać sobie przyzwolenia na sukces.
Kiedy Wiktor daje jej w twarz, mówi: "to ja rozumiem" - za tym kryje się więcej: rozumie złe traktowanie, rozumie, że zasługuje na mniej niż on jej daje, rozumie, że powinna być bita i nieszczęśliwa, bo z tego się wywodzi. Dlatego wraca do Polski, dlatego porzuca Wiktora - bo ciągnie ją tam, gdzie czuje się bezpiecznie, do miejsc, które zna. To są złe miejsca, ale wie, jak w nich funkcjonować, a czuje się zagubiona tam, gdzie spotyka ją miłość i szacunek.
Sylvia Plath napisała kiedyś: "I desire the things that will destroy me in the end" - myślę, że to świetnie oddaje miejsce emocjonalne, w którym jest Zula.
To czego mi zabrakło i co sprawiało, że Wiktora odebrałam, jako nieracjonalnego, to to, że nie pokazano w filmie ich szczęścia - zabrakło scen, w których byłoby widać autentyczną miłość i kalejdoskop emocji: od wspaniałych uniesień, po agresję i rozczarowanie.