Zjawa bardzo dobrze wypada jako film przyrodniczy. Poza ładnymi pejzażami i dobrze zrealizowanymi scenami nie ma w nim nic ciekawego. Znajdzie się za to kilka mniej lub bardziej irytujących głupot.
Pierwsze dziesięć minut tego filmu może sugerować mnóstwo dobrze zrealizowanej akcji. To jest niestety tylko złudzenie. Film jest powolny, jak żółw po Xanaxie i ciągnie się, jak polski asfalt w pełni lata.
Co bardziej rozgarniętemu widzowi może zapalić się czerwona lampka po scenie, w której koń trafiony z rewolweru pada na ziemię, jakby został postrzelony z ośmio funtowej armaty. Conajmniej.
U mnie to osobiście wywołało atak śmiechu i obawę, że reszta filmu dobra nie będzie. No i nie była, choć niekoniecznie przez tego rodzaju "efekty specjalne", których w dalszej części jeszcze trochę się znajdzie.
Gdyby pozostawiono w spokoju piękne okoliczności przyrody i przestano skupiać się na jojczeniu głównego bohatera, a bardziej rozwinięto motyw zemsty i dążenia do niej, to byłoby tego całkiem przyzwoite kino akcji w bardzo interesującej oprawie. A tak dostaliśmy rozmemłany pudding, w którym nie bardzo jest po co grzebać, bo mało w nim ciekawych kąsków. W większości sama mamałyga.
jeżeli mowa o scenie gdzie gonią go indianie i po trafieniu z rewolweru w konia spada z Glass z koniem w przepaść gdzie jest minimum 20 metrów to ciekawe jak koń miałby przeżyć po takim czymś