Kiedy latem ubiegłego roku pojawiały się pierwsze zapowiedzi "Zjawy" w ogólnych informacjach na temat fabuły podawano, iż Glass (DiCaprio) został zdradzony i porzucony przez swojego "najbliższego przyjaciela" (Hardy). Wówczas ten motyw przyjaźni-zdrady-zemsty wydał mi się dość interesujący, mogący być niezłym polem do popisu dla obu aktorów. Niestety w filmie niczego takiego nie uświadczymy. John Fitzgerald od samego początku jest tu chłodno lub wręcz wrogo nastawiony do Glassa i o żadnej "przyjaźni" (nawet szorstkiej) nie ma tu mowy. W ogóle postać Johna Fitzgeralda wydała mi się rozczarowująca - ot. jednowymiarowy łotrzyk, chciwy, tchórzliwy, bez zasad i skrupułów. Jako fan talentu aktorskiego Hardy'ego (Lock, Bronson, etc.) - liczyłem w tej materii na więcej. Co sądzicie?
Hardy wyciągnął tyle ile mógł z tej roli, postać Fitzgeralda jest sztampowa i jednowymiarowa właśnie ale Tom robił co mógł. Ja to nazywam okrojoną rolą ale i Leo i Hardy spisali się świetnie.