Oh, man. Fantastycznie zilustrowana konfrontacja człowieka jako gatunku z dziką przyrodą. Jasne, nie ma pościgów, strzelania, gołych balonów czy innych "ludzkich" sposobów zabijania czasu. Jest za to bezlitosne starcie organizmu ssaka z zimnem, wiatrem, inną zwierzyną (również tego samego gatunku). Chociaż teoretycznie "nic się nie dzieje", nie można oderwać się od ekranu. Świetna robota reżysera, operatora, montażysty i chyba gościa od dźwięku też. I tak jest aż do momentu, kiedy "do bramy zbliża się biały człowiek". Potem to już mamy klasyczny hollywood i całe wrażenie szlag trafia. Aktorstwo? Leoś wykonał kawał doskonałej aktorskiej roboty, ale poza najwyższy możliwy poziom profesjonalizmu nie wyszedł. Brakło w tym ducha (a może właśnie za bardzo się starał, żeby był). Bardziej mi się podobał w "Awiatorze". Większe wrażenie robi za to Hardy z tym starannym południowym akcentem. Ogólnie film bardzo dobry, ale gdyby nie to co po "człowieku pod bramą", byłby rewelacyjny.