Jeżeli oczekujesz od filmu dobrej rozrywki, powinieneś po 15 pierwszych minutach opuścić salę kinową i krzyczeć: „giń, przepadnij, zmoro nieczysta!!!”. Tak mniej więcej rozumiem krytykę jaka pojawiła się wobec tego filmu. To w sumie tak, jakby obejrzeć jakiś film Bela Tarra np. Koń Turyński i zapytać „po co powstał ten film?”. A potem dodać, że to pseudo-ambitne kino… Ale zwróćmy uwagę na coś zupełnie innego… jeżeli filmy, które zapewniają nam wyłącznie rozrywkę staną się podobne, tendencyjne i przewidywalne, to właśnie kino takie jak najnowszy film Wasilewskiego będą dla nas wybawieniem. Nie bez powodu otrzymał on srebrnego niedźwiedzia za scenariusz. Szkoda tylko, że ten film nie jest zupełnie czarno-biały i jeszcze bardziej minimalistyczny wizualnie, ponieważ to, jeszcze bardziej odstraszyłoby malkontentów szukających dobrej zabawy. Jest to film który zamiast przedstawiać nam sztuczne wyobrażenie miłości, pokazuje nam jej prawdziwe bardziej autentyczne oblicze - które boli, strasznie, i chyba boleć powinno, aby po wyjściu z kina móc cieszyć się, że nasze własne życie w tym kontekście jest naprawdę cudowne!