Film jest raczej mocno nie równy. Pierwsza jego połowa jest do prawdy świetna : nastrój paranoja szerzącej się wśród ludzi , ogarniętych przez nie znane i nie uzasadnione leki. To tu pojawiają się kręgi w zbożu , jakieś światłą zaczynają pojawiać się na niebie - zwykli zaś ludzie na widok tych niezwykłych , lecz mogących mieć całkiem ziemską genezę zjawisk wpadają w panikę. Ale kiedy okazuje się, że cała przedstawiona w tym obrazie historia ma banalne i całkiem możliwe do przewidzenia zakończenie , gdy przed kamerą zaczynają przewijać się głupawe , zielone ludki z kosmosu całą genialna koncepcja pierze filmu bierze w łeb...
Ogólna ocena 7/10
W zupełności się zgadzam. Początek filmu naprawdę mnie zaciekawił, jednak nie mogłam wytrzymać przy końcówce. Byłą po prostu nudna. Jakiś taki nienormalny staje się ten film od połowy :/
Film miał zadatki na super extra tylko cos się popsuło. Jakby reżysera i aktorów przerósł temat, jakby się zachłysneli tematem i możliwościami.
Gibson jak zwykle był niezły, prawdziwy. Jedank Pheonix mnie ciut zawiódł. Tak pięknie grał w "Gladiatorze", aż nie moge uwierzyć że tak mizernie wręcz czasami infantylnie zagrał w "Znakach" a potem w "Osadzie"; Jakby go temperament opuścił, jakby wogóle nie czól tych ról. Szkoda bo po "Gladiatorze" uwarzałam go za nowego super aktora...
zapominasz że na grę ma wpływ odtwarzana rola i to co chce stworzyć reżyser - postać Pheonixa miała być "infantylna" i on zrobił to świetnie
Pewnie masz rację. Ale zauważyłam że on ostatnio gra jakoś dużo takich "infantylnych" postaci(min. w "Osadzie") . Nie widziałam go w "Ślepym torze" ale np. w "Zatrutym piórze" tez był mało przekonujący. Może poprostu wolę kiedy gra silniejsze osobowości, bo lepiej mu to wychodzi. Ma taką niepokojącą urodę, może dlatego pasuje mi do ról drani i wydaje mi sie że w takim repertuarze rozkłada skrzydła swoich możliwości. Kiedy gra kogoś zagubionego to jakby nie panował nad rolą i staje się czasem wręcz groteskowy. Tak mi się wydaje
Czasami odnosze wrażenie że się facet marnuje. Szczególnie po tym jak popisowo zagrał w "Gladiatorze". Wtedy wszscy byli nim zachwyceni. Teraz wszyscy milczą i to od dawna...
Przedstawcie mi więc jego zalety gry w "Osadzie". Dla mnie to był zupełnie inny aktor. A własciwie nie aktor tylko jakis amator. Sorry
Po pierwsze to czy komuś podoba się gra jakiegoś aktora czy nie, to zależy od gustu widza, tego czego oczekiwał od aktora, jak sobie wyobrażał postać i czy mógł się z nią jakoś identyfikować, lub inaczej mówiąc czy była mu bliska. Dlatego jednemu podoba się ten aktor a komuś innemu jakiś inny. Kwestia gustu
Co do gry Phoenixa w "osadzie" to mi się podobał bo był cichy, spokojny, jakby zakompleksiony. Buntował się wobec zakazu jaki nadała straszyzna ale w pewien "milczący sposób". Jego ruchy, twarz, jakby miał się zaraz rozpłakać. Całość tworzyła niesamowitą aurę, zupełnie przeciwną do tej którą miała Ivy. A ponieważ ja sam czasem wpadam w taki milczący stan w jakim był Lucius, więc ta postać była mi bliska i dlatego wg mnie Phoenix zagrał w "osadzie" rewelacyjnie.
Inaczej nie potrafię tego ujać.
To prawda. To zależy co komu się podoba. Może chłopak po roli Kommodusa musiał odreagować takimi "spokojnymi" rolami? Chyba rzeczywiście nie czuję jego postaci z "Osady" i "Znaków" bo mi samej, jesli miałabym się do którejś z jego ról przyrównać, najbliższa jest rola Kommodusa... Nie, nie, nie jestem psychopatką;-)) ale chodzi mi o temperament postaci... bardziej do mnie pasuje...może cos w tym jest... Wolimy bohaterów którzy są do nas podobni lub którymi chcielibyśmy być??... ;-)