Film trwający ponad 100 minut, UFO, zjawiska paranormalne... czy tego już nie było? Otóż nie! Nie w takim wydaniu jakie przedstawia nam film "Znaki". Nigdy z życiu nie przejęłam się tak mocno filmem o kosmitach, a trochę już ich zostało nakręconych, prawda? Większość to filmy ukazujące strach i panikę ogólnie całej Ameryki, statki latające nad Białym Domem, czekające aż Prezydent wystawi kawałek nosa, a wtedy: atak! Ten film natomiast, opowiada o przeżyciach zwykłej amerykańskiej rodziny, po tragicznym przejściu. Głowa rodziny (Mel Gibson) jeszcze pół roku temu był pastorem, lecz po tragicznej śmierci żony wątpi już w to, że ktokolwiek nad nami czuwa, że jest ta siła, którą ogólnie nazywamy Bogiem. Bo gdyby był, to czy zabrałby żonę pastora do siebie?
Graham mieszka z dwójką swoich dzieci i młodszym bratem Merrill (Joaquin Phoenix). Merrill jest byłym graczem w baseball, ma zdolność niewiarygodnego uderzenia kijem. Mocno, sprawnie i celnie. Dzieci - córeczka Bo ma dziwne zrażenie do wody. W mieszkaniu jest tysiąc szklanek z niedopitym napojem. Syn Morgan ma astmę. Wszystkie te zdolności, przypadłości i zdarzenia mają duży wpływ na zakończenie filmu.
Moim zdaniem produkcja nie opowiada głównie o kosmitach, jest to jakby drugi plan, a równocześnie bardzo znaczący element. Film opowiada o zwątpieniu, o ludzkiej słabości i o tym, że wszystko co się dzieje, ma jakiś konkretny cel, jakiś zapisany sens. Zapisany od pierwszego dnia, w którym otworzymy oczy.Oglądając ten film w kinie.