Mocną stroną filmu jest świetnie odtworzony koloryt lat 70-tych. Film nawiązuje do tamtych czasów także sposobem podawania całej historii: nieśpiesznym tempem narracji, brakiem efektownych (efekciarskich?) scen, typowym dla tamtego kina skupieniem. Czy to może również dziś wciągać widza przyzwyczajonego do fajerwerków kina akcji XXIw?
Zgadzam się w pełni. Ja film widziałem pierwszy raz z tym tygodniu. Pojęcia wcześniej nie miałem o jego istnieniu (jak i o całej sprawie). Sposób przedstawiania historii niemal mnie utwierdził, że to kino z lat 70tych, 80tych. Zaangażował mnie w pełni. Do teraz obejrzałem go 3 razy i za każdym razem znajduję coś nowego. Niby "nieśpieszne tempo narracji, jak napisała @anielaszubert, ale nieprawdopodobna szybkość wypowiadanych kwestii w pewnych momentach, zwłaszcza w scenach "posterunkowych". Lektor ledwo nadążał. Z napisami pewnie nie byłbym w stanie go obejrzeć bez ciągłych stopklatek. Tak czy inaczej, świetny kawał kina i niebywała historia.
Spójrzcie do ciekawostek. Okazuje się, że jest w tym obrazie masa drobnych błędów, co akurat mi kompletnie nie przeszkadza w oglądaniu. Dla mnie liczą się tu najbardziej dialogi, mowa ciała aktorów (Fincher nawet z Nicolasa Cage'a wycisnąłby więcej niż jedną minę) i fenomenalny sposób opowiedzenia historii. Nie ma co wspominać o niemal perfekcyjnym montażu, który jak zawsze u tego reżysera trzyma mistrzowski poziom.
Już sam początek gdzie Robert Graysmith idzie do swojego biurka i mija lokalnego bohatera gazety (Paul Avery), próbując usłyszeć o czym rozmawia on do kolegów, świadczy o tym, że mamy do czynienia z nie byle produkcją. A takich smaczków jest dużo więcej. Tak jak napisał Leon_Zawodowiec - za każdym oglądnięciem można znaleźć coś nowego.
BTW 10/10