David Fincher długo kazał czekać publiczności na swój nowy film, bo aż okrągłe pięć lat. Reżyser przyzwyczaił już widzów do swojego kina: mocnego, stylowego; tyleż sugestywnego w formie, co subtelnego w treści. Nie było dla mnie wątpliwości, że ?Zodiak? będzie filmem dobrym, jednak efekt końcowy przeszedł moje najśmielsze oczekiwania.
?Zodiak? opowiada prawdziwą historię śledztwa prowadzonego w sprawie fali zabójstw, która nawiedziła stan Kalifornia i San Francisco na przełomie lat 60-ych i 70-ych. Morderca przybrał sobie tytułowy pseudonim, zabijał prawdopodobnie dla rozgłosu i własnej, zwierzęcej satysfakcji, prowadził kpiarską grę z policją i prasą, ?pomagając? w śledztwie;
zostawiał dowody na miejscu zbrodni, ogłaszał dopiero co dokonane zabójstwa i zapowiadał kolejne, wysyłał listy pełne tajemniczych symboli i szyfrów.
Tyle wiadomo, ponieważ nigdy go nie złapano. Oficjalne śledztwo w sprawie zamknięto w 2004 roku, a w miasteczkach takich jak Napa czy Vallejo, w których mordował Zodiak, sprawa nadal pozostaje otwarta.
W swoim obrazie, Fincher pokazuje nam przekrój wydarzeń z ponad dwudziestu lat śledztwa. Obserwujemy je oczami trójki bohaterów: Paula Avery?ego( Robert Downey Jr.), redaktora działu kryminalnego gazety ?Chronicle?, której Zodiak przysyłał swoje listy, inspektora Davida Toschi(Mark Ruffalo), który przez wiele lat prowadził sprawę zabójstw, wreszcie Roberta Graysmith?a(Jake Gyllenhaal), rysownika komiksów z wspomnianej gazety, który z zebranych dowodów i poszlak napisał po latach o Zodiaku książkę, na podstawie której Fincher nakręcił swój film.
Dla osób, które o Zodiaku nigdy wcześniej nie słyszały, obraz może wydać się nieco zaskakujący. Zaczyna się sztampowo: sceny krwawego zabójstwa, ogłoszenie zbrodni, pierwsze wysłane listy. Obserwujemy rychłą aktywację odpowiednich służb, narastający rozgłos sprawy, do tego poruszenie publiczne i już spodziewamy się nagłego rozwiązania zagadki, tymczasem konkluzją wszelkich zgromadzonych dowodów jest? narastająca niepewność.
Uderza w filmie realizm i pieczołowitość, w najdrobniejszych nawet szczegółach. Nici z pogoni po zapuszczonych korytarzach starych kamienic, znanych chociażby z ?Siedem?, przez większość czasu bowiem oglądamy wnętrza komisariatów i redakcyjnych działów. I cały żmudny proces dochodzeniowy: grzebanie w aktach, przesłuchiwanie świadków, gromadzenie i porównywanie dowodów. Zamiast bohaterstwa i wewnętrznej konsolidacji służb śledczych raczeni jesteśmy obrazem ich nieudolności, czasem wzajemnej niechęci czy wreszcie brakiem odpowiednich środków, mogących przyspieszyć działanie, a znajdującym oparcie w sztywnej biurokracji i rygorystycznych metodach dochodzeniowych.
Poza wątkiem głównym Fincher pozwala sobie również na zilustrowanie ówczesnego społeczeństwa, w atmosferze narastającej paranoi i psychozy strachu słuchamy jednostkowych zdań, świadczących o kondycji ludzi tamtych czasów. I tak, raz możemy usłyszeć, że Zodiak jest w porządku, bo zabija tylko wieśniaków, a kiedy indziej w radio, odzwierciedlając być może irracjonalny strach i niechęć do murzyńskiej ludności, podana zostaje długo nie sprostowana informacja, jakoby podejrzany sam był murzynem.
Film jednakże, mimo iż przypomina dokument, angażuje całą uwagę widza, natłok dialogów i objawianych faktów nie pozwala na chwilę rozproszenia. Obserwujemy narastającą obsesję bohaterów na punkcie zabójcy, ich często desperackie poczynania. Daje się tu zaobserwować dawny duch Finchera, gdyż ?Zodiak? przez cały czas trzyma w napięciu. I nie ma to żadnego związku z oczekiwaniem na kolejny mord. Mamy tylko trzy sceny zabójstw w całym filmie, wszystkie mają miejsce w pierwszej połowie. Mimo, iż tchnące realizmem i niebywałym okrucieństwem, nie ma tu mowy o epatowaniu przemocą. To jedynie obraz materialnego zabójcy, który jest potrzebny widzowi, by nie zwątpić w sens prowadzonego śledztwa, ze względu na wykluczające się informacje, być może istnienie naśladowców czy ludzi spragnionych mocnych wrażeń, przypisujących sobie nie swoje zbrodnie. Nie ma w tym filmie żadnej mitologizacji czy psychologizacji portretu zabójcy. Samo przesłanie Zodiaka jest niejasne, wiadomo jedynie, że mordowanie ludzi sprawia mu radość. Nigdy nie patrzymy na jego twarz, choć z pewnością nie jest to oblicze demona, ale człowieka rozchwianego emocjonalnie; prawdopodobnie seksualnie niespełnionego. Zadaje rany na oślep, więcej skrupulatności poświęcając kobietom ? zimny i bezwzględny, choć niezbyt wyrafinowany.
O psychologii można natomiast mówić w przypadku głównych bohaterów. Widz staje się świadkiem ich powolnego upadku. Wycieńczenie psychiczne, rozczarowania w śledztwie, brak czasu dla siebie i dla rodziny, stadium, w którym z braku niezbitych dowodów prawdę się dopowiada, byleby tylko wskazać winnego. I pomimo iż niekiedy postępowania tych ludzi wydają się bezsensowne i skazane na porażkę, podświadomie pragniemy tego wszystkiego, do czego oni dążą, do skazania zabójcy. Ich uczucia stają się naszymi, dzielimy z nimi te same lęki. Zasługa w tym wszystkim oczywiście świetnej gry aktorów (zwłaszcza Gyllenhaal?a), ale także nastrojowych ujęć, tak typowych dla Finchera ? skąpanych w mroku i odcieniach szarości, często rozwleczonych na potrzeby narracji czy widza, który poza angażem w sam wątek dochodzeniowy ma również czas na odrobinę refleksji.
Nie ma w ?Zodiaku? tak typowego dla filmów reżysera punktu kulminacyjnego. Co prawda Graysmith i Toschi wskazali stanowczo potencjalnego sprawcę, ale posiłkując się poszlakami, nie dowodami. Sam Fincher zadbał ponadto, żeby widz nie był zbyt pewny w swoich osądach, sieje wątpliwości we wszelki możliwy sposób, co owocuje na przykład tym, że Zodiaka w każdej następnej scenie zabójstwa gra inny aktor. Świadczy to z pewnością o dojrzałości i powadze twórcy, który niczego nie chciał poprawiać ani ulepszać, by zadośćuczynić hollywoodzkim standardom. Wyczuwalna jest tu pewna intymność, coś osobistego, nie względem samej postaci Zodiaka, ale względem minionej epoki, minionego społeczeństwa, które stworzyło osobne o zabójcy pojęcie.
Być może to zasługa tego, że Fincher dorastał na przedmieściach San Francisco w czasie, gdy zabójca siał terror. Tego nie jestem pewien, ale stanowczo mogę powiedzieć, że ?Zodiak? jest filmem wyjątkowym. Tutaj każdy kadr jest potrzebny, każda informacja istotna, każda minuta warta tego, by poświęcić jej należytą uwagę. Analizując misterność całej konstrukcji, dopiero po seansie staje się jasne, dlaczego trzeba było czekać aż pięć lat na powstanie tego filmu. Dawno nie widziałem kina w czystej postaci, dlatego jeszcze raz:
Brawo, panie Fincher!