Tam nie mieliśmy nawet ani jednego dowodu, jedynie przypuszczenie, wątpliwości, pewność czy jakkolwiek byśmy tego nie nazwali. Zero empirycznych i realnych dowodów i ludzką intuicję. W filmie Zodiac okazuje się, że nawet mocne i obciążające dowody, bo naprawdę są takie - które wystarczą w zupełności do skazania człowieka, wg mnie - okazują się nic nie warte lub brakujące tudzież niewystarczające.
Przyszedł mi na myśl właśnie film z Meryl Streep. Jak relatywne jest to wszystko, jak łatwo można kogoś oskarżyć mając tylko jedno marne przypuszczenie, i jak ciężko jest zamknąć kogoś, kto nie dość, że zachowuje się dziwnie, ma w domu broń, przyznaje się do niektórych rzeczy i popełnia błędy (tak odebrałem to z filmu Zodiac, ewidentna wina). Poza tym odebrałem to jako "skoro nie bierzesz pieniędzy za śledztwo, nie uznajem go". Bo wg mnie Greysmith ma rację (co do mordercy na końcu). Tak sugeruje film i nie wnikam, kto tak naprawdę był Zodiakiem.