"Że film się skończył zanim się zaczął", że nic się nie dzieje itp.
Ten film jest o niewiadomej, nikt nie wie co się dzieje więc nikt nie wie, co robić. I czy w ogóle coś robić czy czekać a jak czekać to na co albo na kogo? A jak ktoś w końcu przyjdzie to dobrze czy niedobrze? A może już nikt nigdy nie przyjdzie?
Dodajmy do tego niepokój o zamiary nowych lokatorów, niepokój rodziców o dzieci, dzieci o rodziców.
Wszyscy znamy filmy o takich apokalipsach ale czy właśnie zaczęla się taka apokalipsa z filmów? A może to tylko chwilowe problemy, znaczne ale jednak chwilowe i zaraz ładna pani w telewizji ogłosi że rząd czy wojsko opanowały problem i można już zajechać na kawę do Starbunia? Niech ktoś nam powie co robić? Nawet gość latami przygotowujący się na taką ewentualność też nie wie i czeka, jak sytuacja się rozwinie.
Tylko w sztucznie wykreowanym świecie jest wyjaśnienie w ostatnim odcinku i najlepiej z happy endem, tu tego nie ma bo życie to nie serial i jeżeli takie coś się wydarzy to tak właśnie będzie wyglądało.
Wiesz, gdy kończę oglądać takie filmy jak Ojciec Chrzestny, Czas Apokalipsy czy Lot na Kukułczym Gniazdem to nie odczuwam niedosytu. Dlaczego? Bo filmy te są odpowiednio skomponowane, odpowiednio wyważone, mają swoją melodię, tempo i pozwalają widzowi płynąć wraz z tym. To jest miarą wartości filmu i miarą kunsztu reżysera, że umie tak opowiadać, że nie zostawia się widza z pustką w głowię.
Podobnie w literaturze. Weź na tapet najwybitniejsze dzieła od Dostojewskiego, Gogola, przez Josepha Hellera, Salingera czy "Rzeźnię numer 5" Vonneguta i powiedz mi, co czujesz, gdy kończysz czytać?
Ja, chyba jak każdy prosty człowiek, lubię zamknięte opowieści czyli wszystko wyjaśnione i można się rozejść, ale czasem lubię też takie niezakończone. No bo jak to zakończyć, ukochanym przez Amerykanów happyendem? To niczym w "Truman show" każdy wzruszy ramionami i wróci do swoich spraw a tu ma człowieka coś uwierać, gryźć, siać niepokój bo jeżeli nie happyend to musi być za chwilę anarchia i powolne zezwierzęcenie się ludzi.
Mnie się takie zakończenie podoba bo to właśnie takie nieamerykańskie jest.
I dodam, że nie rozumiem narzekania na brak zakończenia skoro zostało podane prawie na tacy: dziewczynka znalazła schron, którego szukali, matka znalazła dom w którym jest dziewczynka, więc na koniec w nim wszyscy wladuja. NY zbombardowany więc chyba można sobie już darować sceny z odwiedzaniem ościennych przybytków. To kto zaatakował dla tej historii jest zupełnie wtórne.
Dodam, że jakby były na samym początku napisy, że film ten jest o zachowaniach ludzi a nie historii wydarzeń wtedy być może byłoby mniejsze rozczarowanie.
ale życie nie jest wyważone i przewidywalne
nie ma swojej melodii i tempa; i nie pozwala płynąć gładko i bez przeszkód
życie pokazuje, że nic nie jest przewidywalne
że może się wydarzyć coś, co wybije z rytmu
co totalnie zaskoczy
na co nie będziemy mieć wpływu
że będziemy bezsilni i pozostanie nam tylko czekać na rozwój
z niepokojem
albo i nie
jak ten film
Może przez maksymalnie 2 tygodnie, potem zaczęła by się anarchia i liczyła by się zwykła brutalność. Spora przewagę mieli by pracownicy służb bo mieliby dostęp do broni palnej i amunicji.
Przetrwaliby tylko najbardziej przystosowani tacy jak ja którzy nie będą mieli oporów mordować rodzin i zjadać noworodków.