Oczywiście to będzie stronniczy wpis, bo jestem gejem, więc jak z góry można założyć
będę dzisiaj siać gejowską propagandę. Enjoy!
Film jest zbudowany na pięknym, fantastycznym założeniu - można się zakochać w jeden
dzień, dosłownie w jedną chwilę. Można przeżyć wielką miłość, która potrwa tylko jeden
weekend. Życie to nie bajka i "Weekend" jest dowodem tego stwierdzenia. Tu nie ma
żadnej bajki. Wszystko jest do bólu prawdziwe, żywe! Nie ma tu moralizatorstwa, nie ma
też sztucznych, nieprawdziwych problemów i głupich moralnych dylematów. Jest za to
sytuacja z którą zmaga się większość z nas, niezależnie od orientacji seksualnej -
potrzeba znalezienia drugiego człowieka, obdarzenia kogoś (i bycia obdarzonym)
uczuciem i zrozumieniem.
Staram się być obiektywny, nie chcę żeby ktoś mi zarzucił stronniczość na zasadzie
"pedał lubi pedalskie kino". Ten film widzieli też moi heteroseksualni znajomi i stwierdzili,
że jest bardzo uniwersalny. Tak naprawdę, można by nakręcić drugą wersję z parą
heteroseksualną i wiele aspektów znalazłoby wspólny mianownik. "Weekend" jest
świetnie zagrany, pięknie nakręcony, ze świetną muzyką. Momentami jest tak realny, że
czułem się trochę jak podglądacz. Fikcja miesza się z rzeczywistością. I chyba to jest jego
największą wartością. Tu nie ma udawania - jest tylko życie.