PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=744969}

Zwierzęta nocy

Nocturnal Animals
2016
7,2 143 tys. ocen
7,2 10 1 142800
7,3 87 krytyków
Zwierzęta nocy
powrót do forum filmu Zwierzęta nocy

Po pierwsze uważam, że film się udał, mimo że jest narracyjnym monstrum, kilka szerokich wątków o różnej wadze udało się Tomowi zbalansować, trzymając perspektywę bohaterki, na dodatek dodał swoje trzy grosze różnymi smaczkami co do światka bogaczy i zdjęcia fetyszyzujące wszystko co estetycznie wysmakowane oraz kilka eksperymentów z innych gatunków, nie psując przy tym odbioru.

Niestety myślę, że ścieżka dźwiękowa nie dogania narracji i obrazu. Nie jest tak różnorodna, bogata w smaczki i interesująca jak to, co obserwujemy. Wydaje mi się, że Ford jest na tyle (nad)kontrolującym swoją pracę twórcą, że chciał dokładnie takiej muzyki lub jest "zagłuszony" i uwielbia tylko muzykę Abla, w każdym razie było tu pole do popisu i potencjał został zmarnowany, a czasem te melancholijne tony wręcz dźgają ucho tym jak nie pasują do brutalnych wydarzeń i szorstkości obrazu. Nie idź dalej tą drogą, Tomku...

Zastanawia mnie kwestia odbioru powieści... Ile z tego, co widzimy jest tym, co Edward napisał, a ile wyobrażeniami bohaterki? Czemu widzi w Tonym Edwarda, a w jego żonie chyba już siebie nie, skoro to inna aktorka? Czy ta inna aktorka nie ma znaczenia ze względu na podobieństwo? Celowy zabieg reżysera, którego nie rozumiem, czy brak konsekwencji? Zastanawia mnie to, ze względu na ryzykowne poświęcenie wielu minut filmu na przewidywalną historię o zemście z typowymi sylwetkami bohaterów, prócz Edwarda/Tony'ego. Im dłużej sobie nad tym myślę, tym bardziej wydaje mi się ten powieściowy wątek słabym elementem filmu, nie do końca "doskonałym", jak wszystko inne u Forda. Jednak bez pięknych przedmiotów, ubrań i miejsc jego wizja traci na mocy? W końcu co estetycznie interesującego może być w zakurzonych ruderach Teksasu?

Sprawa głównego, "śmiertelnego" grzechu bohaterki... tak bardzo sucho i zimno przedstawiona, jakby w ogóle bez większego znaczenia. I sztucznie pojawiający się Edward w scenie wyjaśnienia dosłownie widzowi o co chodzi. I nic więcej, żadnej konsekwencji, rozwinięcia. Scena tylko po to, żeby naocznie wskazać jak złą kobietą jest Susan. Trochę to słabe. Sposobów na wypowiedzenie tak długo przemilczanego widzowi sekretu było nieskończoność...

Film jest dobry, moim zdaniem jednak Fordowi zdecydowanie lepiej wychodzą formy kameralne, skupione na bohaterze, trochę klaustrofobiczne. Gość poszerza spektrum opowieści, wychodzi w plener... i jest najwyżej poprawnie w tych kwestiach, a wręcz ciągnie to główną oś filmu w dół. A może po prostu nastawiam się, że jak Ford to otrzymam wspaniałe wysublimowane psychologicznie kino jednocześnie będące niemal jak wizyta w Luwrze w kwestii formy, a dostaję nudny Teksas i suchego detektywa?