Od jakiegoś czasu bardzo zastanawia mnie postać Morrisa Townsenda z ww filmu. Przyznaję, że ksiazki nie czytałam i może stąd ta niejasność - w każdym razie nigdzie nie mogę jej dostać. Może ktoś powie co mysli na ten temat? Bo już sama nie wiem czy ją kochał czy był wyrachowany (czego nie widziałam, muszę powiedzieć) i kierował się tylko kasą. A może kochał Catherine, ale jej ojciec wpłynął na niego w taki sposób, że Morris zaczął myśleć o forsie i o tym, że bez niej czuje się nikim.

Chętnie usłyszę Wasze opinie, bo naprawdę nie mogę nic sama jednoznacznie powiedzieć. A film jest świetny.

May_morning

Witam. Myślałam, że odpowiem Ci na to pytanie, dla tego nawet dziś obejrzałam ten film, bo pytanie mnie zastanowiło. Ale po obejrzeniu mam takie same odczucia jak Ty. Może na tym polega dobrze zrobiony film, tzn. na indywidualnym odbiorze przez widza. Chyba jednak jej nie kochał, nawet powiedział jej: "Owszem, chcę twoich pieniędzy i ciebie, co w tym złego?". Może to niedokładny cytat, ale taki był sens. Ona miałaby być chyba tym załącznikiem do pieniędzy. Ojciec był dla nich przeszkodą, ale przy prawdziwej miłości takie przeszkody się pokonuje.
I ona chciała to zrobić, tylko narzeczony jakby w porę wyważył, co jemu jest bardziej potrzebne - pieniądze czy żona- i odpowiednio ubrał w słówka, że niby on taki nieudacznik i nie jest jej wart. Na końcu filmu, moim zdaniem, nie wrócił jako zakochany, tylko raczej jako pokonany, jakby mu w życiu nie wyszło, i szuka teraz oparcia tam, gdzie kiedyś je miał. Zauważ, że Catherine potrafiła zrobić dla niego wszystko: znieść rozłąkę, kupić suknię, stracić względy ojca, nawet mieć pretensje do ciotki, on natomiast potrafił się tylko od niej odwrócić, odejść i jeszcze ją upokorzyć. Ten film jest z tych "niezwykłych", który każdy odbiera na swój sposób. Jeżeli ktoś mi przedstawi inny odbiór tego filmu, to być może też się z nim zgodzę. Morrisa można podciągnąć pod męską próżność (nie ubliżam Panom, opisuję bohatera, a damska próżność też istnieje), albo pod sprostanie męskich ambicji utrzymania żony (ale to też jest próżność), ale miłości do niej to ja w nim prawie nie widziałam.
Film rzeczywiście jest świetny, jak widać dwie osoby, a już mają różne zdania, ja też chętnie odczytam inne wrażenia. Dałaś fajny temat, ale nie wiem, czy znajdziemy ochotników do romansu,przy takiej konkurencji. Dla mnie film jest wart pogadania. Pozdrawiam.

May_morning

Witam. Myślałam, że odpowiem Ci na to pytanie, dla tego nawet dziś obejrzałam ten film, bo pytanie mnie zastanowiło. Ale po obejrzeniu mam takie same odczucia jak Ty. Może na tym polega dobrze zrobiony film, tzn. na indywidualnym odbiorze przez widza. Chyba jednak jej nie kochał, nawet powiedział jej: "Owszem, chcę twoich pieniędzy i ciebie, co w tym złego?". Może to niedokładny cytat, ale taki był sens. Ona miałaby być chyba tym załącznikiem do pieniędzy. Ojciec był dla nich przeszkodą, ale przy prawdziwej miłości takie przeszkody się pokonuje.
I ona chciała to zrobić, tylko narzeczony jakby w porę wyważył, co jemu jest bardziej potrzebne - pieniądze czy żona- i odpowiednio ubrał w słówka, że niby on taki nieudacznik i nie jest jej wart. Na końcu filmu, moim zdaniem, nie wrócił jako zakochany, tylko raczej jako pokonany, jakby mu w życiu nie wyszło, i szuka teraz oparcia tam, gdzie kiedyś je miał. Zauważ, że Catherine potrafiła zrobić dla niego wszystko: znieść rozłąkę, kupić suknię, stracić względy ojca, nawet mieć pretensje do ciotki, on natomiast potrafił się tylko od niej odwrócić, odejść i jeszcze ją upokorzyć. Ten film jest z tych "niezwykłych", który każdy odbiera na swój sposób. Jeżeli ktoś mi przedstawi inny odbiór tego filmu, to być może też się z nim zgodzę. Morrisa można podciągnąć pod męską próżność (nie ubliżam Panom, opisuję bohatera, a damska próżność też istnieje), albo pod sprostanie męskich ambicji utrzymania żony (ale to też jest próżność), ale miłości do niej to ja w nim prawie nie widziałam.
Film rzeczywiście jest świetny, jak widać dwie osoby, a już mają różne zdania, ja też chętnie odczytam inne wrażenia. Dałaś fajny temat, ale nie wiem, czy znajdziemy ochotników do romansu,przy takiej konkurencji. Dla mnie film jest wart pogadania. Pozdrawiam.

dona

Dzięki za obejrzenie filmu :D Fakt, nie każdy może tu coś napisać, ale przynajmniej już jest nas dwie. Ja wciąż się waham bo z reguły przy takiej właśnie próżnej postaci mogłabym powiedzieć, że nie darzę jej sympatią. A tu Morrisa jednak lubię, mimo wszystko. A może właśnie dlatego, że go do końca nie rozumiem. Bo niby przez cały film nie ma w nim jakiś typowo wrednych odruchów, chamskich zachowań, snucia podstępnych planów. Wydaje się być uczciwy i porządny i nawet jeśli ma za sobą nie za ciekawą przeszłość (np. scena w której jego siostra myli Catherine z jej kuzynką mogłaby sugerować, że z tą kuzynką wcześniej go coś łączyło) , więc jeśli ma nawet nie za ciekawą przeszłość to z początku uznawałam, że najwidoczniej miłość do Catherine go pozytywnie zmieniła. Lekko się zdradził z tą swoją próżnością i chęcią życia w luksusie gdy zapytał czy obiad podadzą z ziemniakami ;) - to mnie bardzo zaskoczyło, że mógł powiedzieć coś tak pustego w chwili gdy niby myślał o powrocie dziewczyny.

Zastanawia mnie też właśnie ta wspomniana przez Ciebie scena - on jej też powiedział (gdy krzyczała, żeby się przyznał, że chodziło mu tylko o jej pieniądze) żeby nie nalegała. Nie nalegała bo w przypływie złości, że nie może być z nią szczęśliwy wykrzyczy jej coś co nie jest prawdą ? Hm, jeśli tak to jednak zachował w sobie jakieś uczucia...Przynajmniej początkowo. Ostatnia scena to faktycznie akt rezygnacji. Może też doskwierająca samtoność albo poczucie winy...

I tak właściwie doszłam do jednego - czy ta rola jest dobrze zagrana? Bo jako, że do końca nie rozumiem bohatera nie mogę jednoznacznie tego stwierdzić. Oczywiście film jest świetny i aktorstwo wszystkich naprawdę jest bardzo bardzo dobre. Pomyślałam sobie jednak że jeśli Morris z założenia miał być takim czarnym charakterkiem - to jednak wzbudza za dużo sympatii (przynajmniej w moim przypadku). Z drugiej jednak strony gdyby uznać go za takiego manipulatora - to zagrał wspaniale bo zwiódł nawet osoby, które film oglądały. I tu pewnie możnaby pomyśleć nad sobą - na ile jesteśmy naiwni ;) Jeśli to m.in. było zamysłem A.Holland to wielkie brawa :)

May_morning

Witam
Ja czytałam książkę i oglądałam film. Musze jednak powiedzieć, że książka też nie daje jasnej odpowiedzi w tej kwesti, ale ja po przeczytani jej doszła do wniosku że Morris Townsend jednak jej nie kochał. Ale uważam że zarówno ksiązka jak i film są tak skonstruowane aby każdy po lekturze książki lub obejrzeni filmu bógł wyciągnąć swoje własne wnioski w tej kwesti.