Nie bójmy się tego powiedzieć: Odyseja kosmiczna 2001 to kiepski film!!! On jest po prostu nudny i sekwencje tańca statków kosmicznych do muzyki Straussa tego nie zmienią. To film (jako "perfekcyjnie nakręcony") dla krytyków, nie widzów. Tyle
temat byl juz poruszany przez kolege pjotrusa, ale chyba warto podjac go na nowo na forum. otoz zgadzam sie, 2001: odyseja kosmiczna to nudny film, akcji w nim jak na lekarstwo. ale trzeba wiedziec ze podobnie jak inny klasyk kina sf, dokladniej 'blade runner' ridleya scotta byl finansowa porazka, dopiero reedycja po latach przyniosla mu status dziela kultowego (i ponad 100 milionow $ zysku), to takze obraz ktory padl ofiara wlasnej kultowosci. bo 'odyseja kosmiczna' gdzies kiedys w kazdym z nas zostala zakodowana jako arcydzielo, a skoro arcydzielo, w dodatku sf to musi miec wartka akcje, swietne aktorstwo, niebanalne dialogi (notabene wszystkie rozmowy trwaja chyba nie wiecej niz 20 minut). a gdy oglada sie go po raz pierwszy dochodzi do nieprzyjemnego zderzenia z rzeczywistoscia. ale '2001' to film, ktorego nie da sie ocenic ani nawet zrozumiec po jednym seansie, jest tak pelny symboliki, ze kazdy moze interpretowac go inaczej. oczywiscie przecietny zjadacz chleba raczej nie dotrwa do konca filmu (chyba dlatego nie puszczaja go w tv ;)), to dzielo trudne, jest to takze zabawa z forma, z mozliwosciami wspolczesnej (rok 1968) techniki i scenografii. trzeba je obejrzec kilka(nascie) razy zeby naprawde moc go sprawiedliwie ocenic. nie kazdy musi takie kino lubic, ale poznac je trzeba, chociazby po to zeby nie trwac w blogiej nieswiadomosci :P
Doceniam, Myszkinie twoją odwagę , ale co do „Odysei” nie zgadzam się z Tobą. Jest cała masa filmów, które w nie mają konwencjonalnej fabuły, co nie znaczy, że są one nudne, czy kiepskie (np. Koyaanisquatsi). A to dlatego, że film, z zasady, to połączenie dźwięku z obrazem. Pod tym względem, Kubrick nieraz pokazał klasę (np. sceny walk z „Mechanicznej”, czy ostatnie kadry z „Dr Strangelove”), również przy okazji wspomnianych przez Ciebie „tańczących” stacji kosmicznych. Zgadzam się, że takie sceny zwalniają tempo akcji, ale w „Odysei” nie ono jest najważniejsze. Nie znaczy to, oczywiście, że ogólnie, w filmach fabuła nie jest ważna. W tym jednak konkretnym przypadku, forma jest nieco wyraźniej zaznaczona (choć przecież i treści nie brakuje).
Na mnie film zrobił wrażenie już po pierwszym obejrzeniu. Muszę jednak zaznaczyć, że nie jestem amatorem gatunku sf, więc niekonwencjonalność "Odysei" mile mnie zaskoczyła.
Pozdrawiam.
Doceniam, Myszkinie twoją odwagę , ale co do „Odysei” nie zgadzam się z Tobą. Jest cała masa filmów, które w nie mają konwencjonalnej fabuły, co nie znaczy, że są one nudne, czy kiepskie (np. Koyaanisquatsi). A to dlatego, że film, z zasady, to połączenie dźwięku z obrazem. Pod tym względem, Kubrick nieraz pokazał klasę (np. sceny walk z „Mechanicznej”, czy ostatnie kadry z „Dr Strangelove”), również przy okazji wspomnianych przez Ciebie „tańczących” stacji kosmicznych. Zgadzam się, że takie sceny zwalniają tempo akcji, ale w „Odysei” nie ono jest najważniejsze. Nie znaczy to, oczywiście, że ogólnie, w filmach fabuła nie jest ważna. W tym jednak konkretnym przypadku, forma jest nieco wyraźniej zaznaczona (choć przecież i treści nie brakuje).
Na mnie film zrobił wrażenie już po pierwszym obejrzeniu. Muszę jednak zaznaczyć, że nie jestem amatorem gatunku sf, więc niekonwencjonalność "Odysei" mile mnie zaskoczyła.
Pozdrawiam.
Nakf mimo tego że Odyseja podobnie jak Blade Runner zyskała dopiero po latach miano filmu kultowego, to na tym się podobieństwo kończy, przynajmniej dla mnie. Ja jestem zwykłym "oglądaczem" (mimo że obejrzałem już raczej dość dużą ilość filmów, a w szczególności SF) i nie potrafię zachwycać się poszczególnymi elementami, np. scenografią, zdjęciami itd. i do tego jeszcze rozpatrywać ich z perspektywy ówczesnych możliwości. Ja odbieram film jako całość. Co więcej, jeżeli mówić o filmach fabularnych, bo o takich tylko chcę mówić, to nawiązując do tego, co Gregorio mówisz, film taki nie jest połączeniem obrazu z dźwiękiem. To tylko forma, a więc trzecia część tego, co na film (fabularny) się składa, pozostaje jeszcze treść oraz odbiorca (zaczyna pachnieć fenomenologią) i twórca wg mnie nie powinien pomijać żadnego z tych elementów. Jednak nasuwa mi się pewne luźne skojarzenie, które każe mi przyznać ci, Gregorio, trochę racji, a mianowicie parę filmów D. Lyncha, gdzie za cholerę nie jestem przekonany, czy treść w ogóle brana była pod uwagę (a filmy Lyncha lubię). Jednak to już trochę inna para kaloszy...
Rzeczywiście, z Lynchem to zupełnie inna sprawa, choć i o jego filmach warto by podyskutować.
Wracając jednak do tematu, obstaję przy tym, co powiedziałem: film to, pod względem formy, obraz+dźwięk. Odbiorca i twórca, są "stałymi", więc ich obecność jest oczywista (myślę, że w tej dyskusji obejdziemy się bez odniesień do fenomenologii,inaczej strasznie nam się ona skomplikuje). Obraz i dźwięk (forma) stanowią język, w którym twórca komunikuje się z odbiorcą. Za pomocą tego języka przekazywana jest treść, która nie koniecznie jest fabułą (treścią mogą być np. emocje).
W "Odysei" nie brak treści (choć może brakować fabuły), ale momentami wydaje się, że to forma jest ważniejsza.
Oglądając "Odyseję" przede wszystkim jako film fabularny, można się rozczarować, ale właśnie dlatego, że nie jest ona tego typu filmem. Naturalnie, nie wszystkim to odpowiada (i dobrze, bo o czym byśmy dyskutowali?!), uważam jednak, że zaliczanie "Odysei" do klasyki kina nie jest nieuzasadnione.
Bywa i tak... Ja należę do zagorzałych fanów Odyseji Kubricka. Ale rozumiem, że komuś może się ona nie podobać - ot, co inna wrażliwość. Mnie z kolei nudny wydaje się w/w Blade Runner. Nie mogę się zgodzić z opinią, że jakiś film Lyncha (myślę o pełnometrażowych projektach) powstał bez brania pod uwagę treści.
Gregorio i Pan Li oczywiście mają rację: treść i fabuła to niezupełnie to samo. Mój błąd. Właściwie jest pewna sprawa z Odyseją, która mnie mocno denerwuje i z powodu której postanowiłem zabrać głos na ten temat. Otóż jakiś czas temu kręciłem się wokół fandomu miłośników fantastyki i wszędzie wokół słyszałem wielkie zachwyty na temat tego "dzieła", we wszelkich rankingach najlepszych filmów SF wciąż Odyseja plasowała się w czołówce, a nierzadko na najwyższym podium. I przez cały ten usłyszałem tylko jeden(!) negatywny głos na temat tego filmu, jeżeli dobrze pamiętam to Marka Hołyńskiego, a więc naprawdę wielkiego autorytetu w tej dziedzinie. I cóż? Nikt się nie postawił, nikt nie wszczął z nim dyskusji (przynajmniej ja nic o tym nie słyszałem), nie wiem, być może dlatego, że to film już wiekowy i wszyscy uznali, że nie warto o nim dyskutować, ale gdyby tak było, to nie moglibyśmy przecież mówić o kultowości Odyseji. Tymczasem przywarła ona do szczytów wszelkiej maści rankingów i staje się swego rodzaju monolitem, którego nikt nie ma odwagi ruszyć. A dla mnie film kultowy to taki, który pobudza do dyskusji, nierzadko wręcz kontrowersyjny, nawet z perspektywy czasu, a może przede wszystkim z perspektywy czasu. I właśnie chodzi mi o ten fandom miłośników fantastyki: gdzie się podziała dyskusja, czy ktoś potrafi jeszcze powiedzieć, dlaczego Odyseja dryfuje tak wysoko? Monolit wciąż stoi, a małpy wokół niego tańczą.
jak juz wspomnialem, '2001' w roku 1968 byl uwazany za film nudny, byl kleska. i za taki jest uwazany takze dzisiaj. uwazam jednak, ze wysokie miejsca w rankingach najlepszych filmow (sf i ogolnie) sa jak najbardziej zasluzone. 'odyseja' wskrzesila gatunek, nadala mu nowy tor, skierowala go ku 'space opera'. w 1968 roku amerykanskie kino sf to produkcje w stylu 'planet malp' (w najlepszym wypadku), dzielo kubricka chociaz wtedy raczej nie wywolalo naglej zmiany w podejsciu do sf, wplywa na kino dzisiejsze, widac to chociazby w scenie tanca w 'misji na marsa', w sposobie pokazywania scenografii, tu zmienilo sie tylko tempo montazu. no i nie ma straussa :P .
Jeżeli nie ma Straussa, to cóż, to akurat informacja od jednego z rzeczonych fanów filmu, osobiście nie wiem, co za dzieła muzyczne zostały tam wykorzystane, nie znam się na muzyce klasycznej. A co do space opery, to pewnie masz rację, dla mnie po prostu ten gatunek już nic nowego ani nawet ciekawego nie wnosi i nie wnosił. To taki odpowiednik fantasy w kosmosie, gdzie chodzi o zmaganie się załogi (drużyny?) z przeciwnościami, które niosą za sobą dalekie podróże. Pod tym względem Odyseja to zarówno coś więcej, jak i mniej w stosunku do dzisiejszych standardów gatunku. Co do rankingów, to być może powinno się lepiej określać sens słowa "najlepszy", bo jeżeli ktoś twierdzi, że film jest nudny i mimo tego głosuje za nim, to według mnie jest coś nie tak.
Jak to nie ma Straussa - ależ oczywiście, że JEST! Film jest wręcz kojarzony z uwerturą "Also sprach Zarathustra" Richarda Straussa. Czuję się w obowiązku wyjaśnić Ci (oczywiście będzie to tylko przypominać nakreślenie tematu) na czym polega fenomen filmu Kubricka, bo sam umieściłem go na mojej liście TOP 10 (choć nie przeczę że się nad tym zastanawiałem).
Ja odbieram dzieło Kubricka jako film o Absolucie/Bogu. Ponadto jest to doskonałe stadium rozszerzania się świadomości ludzkiej poza sferę ziemskich problemów. Kosmos to ciągła zagadka dla człowieka, ale nam wydaje się, że skoro postawiliśmy już stopę na Księżycu to jesteśmy Wielcy. Film Kubricka udowadnia jak ludzkość zależna jest od maszyn (Hall), jak nieporadnie dryfujemy w swoim egoizmie. Człowiek w Odyseji jest ukazany jako okruch, pyłek w ogromnej niezbadanej przestrzeni. Ten film zmienia perspektywę widzenia ludzkości, cywilizacji. Ponadto niesamowite i pełne wieloznaczności zakończenie filmu i wspomniany kunszt scenograficzno-operatorski! Pycha!
Dzięki Panie Li za konstruktywne uzasadnienie. Właśnie czegoś takiego oczekuję od kogoś, kto umieszcza film na swojej liście czy jakimkolwiek innym rankingu, zwłaszcza jeśli chodzi o tego typu obraz.