Moim zdaniem momentami całkiem niezły album. Daję aż 6,5/10 bo doceniam starania się tego zespołu
z wyzbycia się z etykietki pop rockowego klona U2. Coldplay to od zawsze co najwyżej solidni
rzemieślnicy którzy podłączyli się pod komercyjny sukces U2 robiąc miłe dla ucha pop rockowe
przeboje. Nie zrobili nic naprawdę swojego bo dużo w ich muzyce zapożyczeń a nawet zwykłego
plagiatowania. Na Ghost Stories też d..y nie urywa pod tym względem. Rytmika R&B, trochę gitar od U2,
trochę ambientu i muzyki klubowej, coldplayowe klawisze, no i oczywiście rozpoznawalny wokal Chrisa
Martina, tym razem bardziej melancholijnie niż zazwyczaj. Tak więc miło się tego słucha i jest
zaskakująco dojrzale ale szału też nie ma. O wiele lepszy i ciekawszy moim zdaniem album o podobnie
melancholijnej wymowie nagrał Damon Albarn ale to pewnie Coldplay się świetnie sprzeda bo to
Coldplay, sprawdzona marka z masą przebojów.
Nawet udał im się ten album:) Bardzo osobisty, słychać że Martin ma złamane serce, tak jakby upadł tutaj mit o idealnej miłości. I nie czuć tak schematu zwrotka/refren jak na poprzednich nagraniach. Dają radę chłopaki.