Chris Columbus miał wielką przewagę nad konkurentami do fotela reżyserskiego właśnie z powodu swojej umiejętności pracy z małymi (takimi jak Macaulay Culkin albo Mara Wilson) i młodymi aktorami. I choć cały film wg. mnie za bardzo mu nie wyszedł, dzieciaki na prawdę dobrze grają. Mam na myśli nie tylko trójkę głównych bohaterów, ale też Toma Feltona (jako Draco Malfoy, najbardziej wredny z wrednych), Seana Biggerstaffa (jako Oliver Wood - taki typowy dobrze wychowany kolega ze statrzej klasy biorący zagubionych w szkolnym tłumie kociaków) oraz takie epizody jak Matthew Lewis (Neville Longbottom) lub Harry Melling (tłusty kuzyn Harry'ego, Dudley Dursley)- pamiętajmy o tych dzieciach, które na planie przeżyły prawdopodobnie przygodę swojego życia.
Daniel Radcliffe w roli tytułowej gra dobrze, jest dobrze dopasowany, choć można wyśledzić niektóre momenty, podczas których zaczyna zachowywać się nienaturalnie. Rupert Grint gra od niego lepiej dzielnego fajtłapę, który pod koniec filmu jest gotowy poświęcić życie nie tylko dla przyjaciół, ale i dla całego świata. Choć, dzięki Bogu, przeżywa. Jednak według mnie na największe komplementy zasługuje najmłodsza w tym towarzystwie Emma Watson, której Hermiona Granger nie tylko wychodzi prawieże z książki, ale budzi taką sympatię, że trudno oprzeć się uczuciu, że dziewczyna ma o wiele większą rolę do odegrania w życiu Harry'ego niż nam się przed tem wydawało. Czyżby jakaś tajemnica?