"Nie lubię określenia aktor serialowy. W Stanach nie miałbym nic przeciwko temu. Widziałaś amerykańskie seriale? Chętnie zagrałbym w takiej produkcji. Niektóre z nich mają na odcinek większy budżet, niż w Polsce przeznacza się na film kinowy. A pieniądze oprócz rozmachu, scenografii to także więcej czasu na zdjęcia."
Co prawda to prawda, gdy się popatrzy np fora i są działy z filmem/telewizją to widzi się tylko omawiane amerykańskie produkcje i prawie żadnej polskiej. Mimo to sądzę, że dobra produkcja serialowa jest w zasięgu, a tym co blokuje jest czynnik ludzki(czytaj producent). Trzeba też brać pod uwagę, że ceny usług w Polsce są tańsze niż w USA. Mimo wszystko duży plus, że nie stara się doszukiwać w badziewiu czegoś dobrego tylko nazywa rzeczy po imieniu.
"U nas czasami gra się nie parę scen dziennie, tylko kilkanaście. Moim hitem było 21 scen. Jeżeli pracujesz w takim trybie, nie ma szans, że będziesz naprawdę zadowolony z jakości swojej pracy."
To akurat standard pracy serialowej niestety, zwłaszcza przy tasiemcach. Po pierwsze w przeciwieństwie do filmu jest pressing ramówki: nie zrobisz odcinka i robi się próżnia, do której nie wolno dopuścić. Po drugie nie można robić kilku scen dziennie gdy do zrealizowania w sumie jest o wiele więcej minut niż w filmie.
Ostatnią rzeczą jest płaca i udogodnienia - catering, przerwy, osobny człowiek, który dba o jego samopoczucie. Do tego pieniądze jakie dostaje sprawiają, że producent ma prawo wymagać tego.
Jedyne co zostaje mu to przerzucić się na film/wyjechać stąd i próbować sił za granicą. Pierwsze ma jeszcze sens, bo w Polsce jest rozpoznawalny i wezmą go za odpowiednią ceną(która też niska nie będzie), za granicą tej monety przetargowej nie ma.