Aż trudno uwierzyć, że czescy twórcy byli w stanie nakręcić film tak mocno przesycony katolicyzmem. Portretowany na ekranie ksiądz Marián Kuffa sprawia wrażenie, jakby wziął sobie do serca tytuł książki Mariusza Szczygła "Zrób sobie raj". W małej miejscowości w słowackich Tatrach od lat prowadzi ośrodek dla bezdomnych, alkoholików, narkomanów i wszelkiej maści outsiderów. Realizowany przez pięć lat "Oprzyj drabinę o niebo" to krzepiący reportaż ze swoistego azylu dla odrzuconych. Jana Ševčíková stara się uchwycić na ekranie niepowtarzalną atmosferę miejsca, w którym życie toczy się jednocześnie w rytmie pieśni kościelnych i dawnych szlagierów zespołu Deep Purple. Doświadczona dokumentalistka po raz kolejny zajmuje się ludźmi zepchniętymi na margines życia społecznego. "Oprzyj drabinę o niebo" nie jest też pierwszym filmem czeskiej twórczyni poświęconym funkcjonowaniu wspólnoty religijnej.
Miasto Gyumri w Armenii ucierpiało podczas tragicznego trzęsienia ziemi 7 grudnia 1988 roku. Dokładna liczba ofiar nie jest znana. Oficjalnie było to 25 tysięcy ludzi, nieoficjalnie – trzy razy tyle. Jedną trzecią stanowiły dzieci. Przez dwadzieścia lat mieszkańcy Gyumri starali się zapomnieć o katastrofie, pogodzić z utratą i zaakceptować nowe potomstwo. Dzieci narodzone po kataklizmie często noszą imiona swoich zmarłych braci lub sióstr, których nigdy nie miały okazji poznać. Niekiedy rodzicom kolejne dzieci w swoisty sposób zastępują te utracone. Wielu ludzi nie potrafi powrócić do normalnego życia: poszukują zaginionych krewnych, urządzają domowe muzea pamięci. Przez cztery lata Jana Ševčíková zbierała relacje na temat katastrofy. W swoim filmie zaznajamia nas z ogromem rozpaczy tych, którzy stracili najbliższych. Tych, których rany w duszy są ciągle niezagojone. Nie epatuje jednak ludzkim cierpieniem. Bardziej ją interesują sposoby radzenia sobie z nim. Reżyserka uświadamia nam wieloletnie skutki trzęsienia ziemi. Żyje drugie pokolenie jego ofiar – dzieci urodzone po kataklizmie. Dzisiejsze nastolatki nie tylko dźwigają brzemię wspomnień o utraconych braciach i siostrach, lecz także są bezustannie porównywane z wyidealizowanym rodzeństwem. Autorce udało się przedstawić obraz zbiorowej traumy i jej konsekwencje. Niezwykły klimat filmu tworzą wspomnienia ludzi wydobytych spod gruzów, niesamowite opowieści o wyostrzeniu zmysłów na chwilę przed katastrofą, a także historie o mocy udzielanej przez duchy zmarłych. Splatając różne narracje, Ševčíková balansuje między trzymającym w napięciu reportażem a przenikliwą pracą antropologa zainteresowanego sposobami, za pomocą których tradycyjna kultura przetwarza zbiorowe doświadczenie.
Jana Ševčíková porzuca Europę na rzecz Japonii, gdzie odnajduje Min Tanakę, artystę i lidera japońskiej trupy teatralnej Mai-Juku. Ich językiem jest ciało, nie słowo, ruch, nie litera. Swojej sztuki Min Tanaka uczy ludzi z całego świata. Taniec i gesty pozwalają im uwolnić się od tego, co racjonalne i świadome. Niektórzy powracają co roku, inni zostają na miejscu na długie lata.